wtorek, 30 listopada 2010

rozmowa wsród ciszy

Pan Bóg zasial w nas niezwykle wiele dobra.



Szczególnie cieplo wspominam pewną jesienną chwilę...



W czasie ferii jesiennych zachorowalam.

Dzwoni do mnie po jakim czasie Diana...z pytaniem, czy dalej jestem chora.
Pytanie jest bardzo uzasadnione, jak się okazuje.
Diana zrobila nalewkę malinową dla przeziębionych i chcialaby się nią ze mną podzielic.

Czy dostrzegacie piękno tej sytuacji?

Serce Diany.

Mnie to bardzo porusza, wlasciwie po calym miesiącu, jaki uplynąl od tego telefonu, do dzis wzruszam się tym, zdawaloby się, malym gestem.

Koniec końców, znalazlam się u Diany w Otwocku i spędzilam z Nią dobry, namaszczony, prawdziwie wspólny i cenny czas. Chwile prawdziwych spotkań z drugim czlowiekiem są dla mnie niemal swięte i dwa dni posród ciszy, lasu, audycji radiowych, smakowania przepysznych nalewek, nocnych wspólnie dzielonych przemysleń do takich należaly.

Idziemy z Dianą drogą przez las i mijamy cmentarz. Jest 1 listopada, cieply i sloneczny poranek, piekne chryzantemy, znicze, a my kierujemy się nad Jezioro Torfowe.
Spacer, zapach żywiczny, dom spokojnej starosci. Tego dnia nawet otoczenie sklania do rozmyslan o smierci.

Stajemy nad Jeziorem i w naszych duszach uklada swoje zwrotki cisza.
Cisza, która koi.
Cisza, która która nas jednoczy.
Cisza.


Wlasciwie, chcialoby się przestac pisac, bo wspomnienie tamtej chwili nawet teraz tak bardzo smakuje.

Przed nami roztacza się widok, którego nie zapomina się.

Przestrzeń.
Piękno.
Kaczki.
Woda.
Las.

Można sięgac wzrokiem daleko i czuc bliskosc calego swiata.

Ogarniające nas milczenie przywraca nas samym sobie. Ja odnajduję siebie i tak bardzo mi ze sobą dobrze.

Nigdzie lepiej cisza bardziej nie smakuje niż wsród toczącej zażyle ko(n)wersacje przyrody.
Wzajemnosc, dialog, życie, milosc.
A w ciszy rozkwita dusza.



Po chwili wracamy z Dianą do miasta.
Cos sie stalo. Nastąpila w nas jakas przemiana.

Zaczynamy rozmawiac o smierci.
I jest to jedna ze spokojniejszych rozmów o przejsciu.

Odczuwam chęc dzielenia się reflekcjami na ten temat. Dianka, zdaje sie, również.

Motyw smierci jest aktualnie szczególnie obecny w moim wnętrzu i rozmowa z życzliwym mi Czlowiekiem pomimo nielatwych przemysleń, zdawala się koic i pobudzila mnie do tęsknoty za Bogiem, niebem, swiętoscia i przemianą.

Nie jestem w stanie powtórzyc szczególów tamtej rozmowy, ale to byla rozmowa posród ciszy ducha.


Z calego serca życzę Wam tego!

Potem wspólna Eucharystia w malej kaplicy...





Blogoslawieni cisi, albowiem oni na wlasnosc posiądą ziemię.

środa, 10 listopada 2010

obrazki


Moje ostatnie radosci poraz kolejny stanowią koktail malych historii, które nazywam obrazkami. Takie Laskowiankowe Obrazki z Avonlea.

Z Anią Shirley mam tak wiele wspólnego...
Ostatnio powrócilam do Jej życiowych przygód i szybko spostrzeglam, jak bardzo uspokajam się, kiedy patrzę na Jej charakter, temperament, wyobraźnię, wrażliwoc, lojalnosc, pasję życia, pisania i szacunek do siebie samej, i innych. W dzieciństwie zaczytywalam się w książkach o Ani i oglądalam filmy o Niej znajdując w Niej siebie, swoje losy i podobne spojrzenie na życie. Będąc znów w kontakcie z tą Pieguską i najurokliwszym Rudzielcem pod slońcem doswiadczam powrotu do samej siebie.

Nie macie pojęcia, jak mnie to koi.

Historia wybranki Gilberta Blythe'a nie nudzi mi się, ponieważ jest moją wlasną i ciągle odkrywam w niej cos dla siebie, cos czego nie moglam dostrzec będąc malą dziewczynką.

Chwile, które wlasnie spędzam z Anią, są dla mnie plastrem miodu, ktory slodzi i rozmiękcza moje stwardniale nieco serce.


Sądzę, że nieprzypadkowo wlasnie teraz opowiesc o dziewczynie z Avonlea znów trafila w moje ręce.
Po różnych skomplikowanych przygodach bardziej chyba niż kiedykolwiek zatęsknilam za tą shirleyową prostotą, radoscią z zycia, szacunkiem i niewinnoscią, które od zawsze noszę w sobie.
To sie, chyba nazywa cud Boży. Moje życie wydaje się coraz bardziej skomplikowane (patrząc z boku), a mnie udziela się jakos ta prostota, czego wyrazem jest decyzja zaufania Bogu bez względu na rozmiar cierpienia, kombinacji, własnych i cudzych blędów.


Jakim sposobem stając się coraz bardziej "dorosla", staję się coraz bardziej "dzieckiem" i jest to niezwykle urocze i piękne.

To upraszczanie siebie ma swoje turbodoladowanie w niemal codziennym kontakcie z dziecmi, którymi zajmuję się z przyczyn zawodowych.
Praca umożliwia mi przeżywanie na powrót emocji z mojego dzieciństwa i jest to dowiadczenie (pomimo różnie przeżywanych dni pracowych) niezwykle uzdrawiające. Dowiadczam zarówno smutku dziecka opuszczonego, jak i ekscytacji dziecka poruszonego jakim żartem lub zabawą.
W mojej pracy na pewnym poziomie staję się po prostu jedną z dzieci i tego dowiadczenia nie da się zastąpic niczym innym.
Powtórzę: tego dowiadczenia nie da się zastąpic niczym innym.

Pan Bóg wynalazl swietny sposób na uzdrawianie i upraszczanie Ani Laskowskiej.

Panie Boże: dziękuję!