wtorek, 29 września 2009

Wytrwałośc i Wiara

Leżał na łóżku. Nerwowo przewracał się z boku na bok. Nie mógł zasnąc. W końcu wstał. Usiadł na kanapie i zapalił papierosa.

„ Kiedy to się skończy? Jak długo jeszcze mam to znosic?”.

Przywołał w swojej pamięci dzień, w którym pojechał do siostry, żeby pożyczyć pieniądze. Kupił bilet do miejscowości, która znajduje się w połowie drogi do celu. Dalszą trasę przejechał na gapę. Pięc długich lat upokorzenia własną biedą. Duma, żeby poprosic o pomoc. Musiał schowac ją do kieszeni. Musiał się przyznac, że nie ma za co jeść.

Spalił papierosa.

„I to przeminie. Muszę wytrzymac. Nie mogę się poddawac”.
Zasnął.

Po czym nastąpił kolejny dzień.
I jeszcze następny.

Zacisnął zęby. Zawziął się w sobie. Odkrył swój ból przed innymi. Pozwolił sobie pomóc.
Dzisiaj rozumie biedę innych. Nauczył cieszyc się z najdrobniejszych rzeczy. Docenia to, co ma.

Mój Tata.



„ Niczego nie osiągniesz” – słyszała nie raz – „nie osiągniesz nic”.
Lata walki o siebie, swoją pasję, swoje miejsce. Wiara mimo poczucia beznadziejności.

„ Ja wam pokażę, kim jestem” . Może bardziej chciała przekonac samą siebie? Uwierzyc, że może. Potrafi. Da sobie radę.

Bardzo chciała coś w życiu osiągnąc. Być niezależna od innych, krzywdzących opinii, cudzych planów na jej życie. Chciała czuc, że żyje.

Latami dochodziła do miejsca, w którym jest obecnie. Wydeptała sobie szacunek, przyjaźnie, poważanie w pracy, mieszkanie, samochód, podróże. Utrzymuje się ze swojej pasji.

Konsekwentnie, mimo łez, dotarła do celu i teraz również pomaga rowijac się innym.
Rozumie, że porażkę odnosi tylko ten, kto się poddał. Zwycięzcą jest ten kto wytrwał.

Moja Mama.

sobota, 5 września 2009

Wizja mojego życia






Siedzę z moim mężem na ganku naszego dużego domu.
Jemy śniadanie (chrupkie pieczywo, dżem, masło, kakao). Ubrani jesteśmy w białe szlafroki.

Poranek. Rześkie powietrze. Chłód ciepłego poranka. Spokój w naszych sercach i wokoło. W pobliżu słychac śpiew ptaków. Zapach gardenii jaśminowej koi nasze zmysły. Oddychamy ciszą. W oddali słychac szum morza. Spoglądamy na las, który prawie dosięga naszych stóp. Trawa jest jeszcze mokra od rosy. Błogo. Słońce.
Na kakao wpada nasza koleżanka. Bosa. Radosna. Uśmiechnięta. Po śniadaniu odchodzi do swoich spraw. A my zostajemy w rozkoszy istnienia.
Wczoraj był koncert. Udał się. Uśmiechamy się na myśl o nim, ale jest już tylko wspomnieniem. Odpoczywamy. Po chwili wstajemy i idziemy do naprawdę dużego pokoju. Ściany białe i żółte. Wygodne kanapy. Ja kładę się na jednej z nich. Mąż wybiera fotel i siada naprzeciwko. Uśmiechamy się w milczeniu. Wczoraj był naprawdę dobry dzień. Dzisiejszy jest miodem. Ja czytam książkę. Krótkie opowiastki. Po chwili zaczynam pisac dalszą częśc swojej książki. Mąż czyta inną opowieśc. W południe zaczynamy dłuższą rozmowę. Brakowało nam siebie podczas trasy, mimo że każdego dnia byliśmy razem. Rozmawiamy długo. O radościach. O kłopotach.
Jemy wspólnie przygotowany obiad. Potem idziemy do naszego studia. Pracujemy nad nowym utworem. Lubię te chwile. Z Nim. Przy wspólnej pracy. Mamy nowy, dobry i świeży pomysł.
W każdej chwili tego dnia czuję, że jesteśmy prawdziwie ze sobą. Urzeczeni - on mną, ja nim. Jakbyśmy dopiero się poznali. A przecież minęło już…

Wieczorem wpada do nas grono naszych najbliższych i bliskich przyjaciół. Włączamy muzykę. Jest spokojnie, chociaż rozmownie i tanecznie. Jest wesoło. Przyjaciele gratulują pięknej trasy, dobrej płyty, świetnej atmosfery koncertowej.
Wszystkim nam jest radośnie.

A ja czekam na noc, aż powiem mężowi, że jestem w ciąży.
Czekam na tę chwilę. Wiem, że On będzie bardzo poruszony. Że pragnie dziecka wraz ze mną. I że będzie wspaniałym ojcem.

czwartek, 3 września 2009

Piękne Staruszki




Urzeka mnie piękno kobiety starej.

Poznałam dwie staruszki, które stanowią przykład nieprzemijającej elegancji, dbałości o siebie, wspaniałej urody wnętrza i młodości ducha. Obie wychowały się w Stanach Zjednoczonych.

86-letnie dziś Amerykanki miały inne życie. Mimo kryzysu finansowego spowodowanego wojną światową nie przeżyły takiej biedy, jak Polki. Nie musiały odnajdywac się na nowo w zniszczonym kraju, mogły znaleśc czas na brydża, sobotnie party i fryzjera. Może dlatego są takie zadbane? Prawdopodobnie miały więcej pieniędzy na ubrania i kosmetyki, a może także więcej okazji sprzyjających rozmyślaniom o kobiecości.

Adele mimo daleko posuniętej demencji i artretyzmu zawsze ma ładnie ułożone włosy i pomalowane usta. Virginia - zawsze w sukience lub spódnicy, pachnąca Estee Lauder z nieodłącznymi kolczykami i delikatnym wisiorkiem na sobie. Nieodwołalnie stały się moimi muzami, które chciałabym naśladowac. Cicho, niemal bezgłośnie promują wartośc elegancji. Przykuwają wzrok. Inspirują ducha. Czasem zawstydzają. Zwłaszcza nas młodych, którym czasem nie chce się postarac o dobry wygląd.

Iluż Amerykanów nosi powyciągane swetry, dresy i pomięte koszulki? Ile razy ja uległam zwyczajnemu lenistwu?

Niedawno zaczęłam nosic biżuterię, chodzic w szpilkach i zakładac sukienki. Patrząc tylko na starośc. Starośc, która jest uważna i młoda duchem. Która jest najlepszym świadectwem wiary w to, że piękno nigdy się nie kończy. Że nawet zwiotczała skóra lub sztywne mięśnie tego nie zmienią.

Wspominając Adele i Virginię widzę młode dziewczyny śmiejące się do świata. Patrzą na siebie i żartują ze swych słabości (nie zapomnę chwili, w której Virginia napięła swoje ciało jak kulturysta i zażartowała: „ale mam mięśnie”).

Ich życie przecież się nie kończy, więc dlaczego miałyby przestac świętowac?

Ich elegancja to manifest nieśmiertelnej kobiecości. Królewskiej radości życia. Wiecznej młodości.


Obym i ja kiedyś tak potrafiła…

Krotka prezentacja

Niewiele o sobie powiem na dzień dobry. Lubię pisac, podróżowac, śmiac się i śpiewac.
Po prostu, witam!