wtorek, 31 lipca 2012

zainspiruj się sobą

W ramach przygotowań do mojej przyszłej pracy coacha czytam i oglądam różne komunikaty związane ze specyfiką tego zawodu oraz badam kwestie związane z marketingiem. Pewna książka, którą zaczęłam wczoraj czytać poruszyła kwestię znaczenia dialogu firm z ich potencjalnymi i rzeczywistymi odbiorcami usług czy produktów (w opozycji do tradycyjnego marketingu, który pomija ten kontakt, a koncentruje się niemal wyłącznie na komunikacie promującym). Już na pierwszych stronach uderzyła mnie treść, która przypomniała mi moje zmagania związane z pracą przedstawiciela medycznego, którą wykonywałam kilka lat temu. Wspomnienia moje zawsze wywoływały we mnie nieprzyjemne emocje i nie pomagał fakt, że w tamtej pracy miałam bardzo dobre wyniki sprzedażowe. Chodzi o to, że funkcjonowałam w atmosferze niezadowolenia mojej szefowej, która nie uznawała mojego podejścia do lekarzy i otwarcie to okazywała, chwytając się czasami technik manipulacyjnych. Będąc poddana presji mobingowej zwątpiłam wtedy całkowicie w wartość swojej pracy. Czytając wczoraj książkę ostatecznie przywróciłam sobie znaczenie mojej intuicji i tym chcę się z Wami podzielić. Przepaść, która wyrosła miedzy mną a moją była szefową zaczęła objawiać swoje oblicze, kiedy okazało się, że moje relacyjne podejście przy prowadzeniu rozmów z lekarzami nie przystaje do wizji twardego marketingu produktów przełożonej. Przepaść rosła, kiedy uparcie trwałam przy swoich założeniach, ponieważ czułam, że nie jestem sobą, kiedy handluję jak akwizytor. Moje założenia były: chcę poznać człowieka i poznać to czego on potrzebuje (ŚCIEŻKA MOJEGO SERCA DAWAŁA MOCNO ZNAĆ O SOBIE). A przy okazji przypomnieć, z jakim produktem jestem związana jako przedstawiciel. Produkt był bardzo dobrze znany na rynku i każdorazowa koncentracja na nim wywoływała zniecierpliwione komunikaty ze strony lekarzy (co pani powie mi nowego? Ja o tym produkcie słyszałem tysiące razy!). Natomiast rozmowa o sprawach lekarza, jego pacjentach czy innych tematach wywoływała odprężenie i moje słuchanie powodowało zaproszenie mnie na kolejną rozmowę. Wtedy wystarczyło tylko wspomnieć o produkcie. Najbardziej zdziwiłam się, że miałam bardzo dobrą zapamiętywalność mojej osoby w stosunku do innych przedstawicieli. Nieraz kojarzono mnie, firmę i produkt już po pierwszych wizytach. Szefowa zdawała się udowadniać mi, że mylę się w moim sposobie pracy. Jakże zdziwiła się, kiedy moje wyniki sprzedaży były bardzo satysfakcjonujące w skali krajowej. Po pewnej rozmowie ze mną i ogłoszeniu wyników nie była w stanie patrzeć mi w oczy i przestała superwizować moje wizyty. Ja jednak zdążyłam już uwierzyć, że nie nadaję się do pracy przedstawiciela i odeszłam z firmy. I co się okazuje? Czytana właśnie przeze mnie typowo marketingowa książka traktuje o tym, co przeżyłam na własnej skórze i promuje relacje i PRZEDE WSZYSTKIM RELACJE z klientami. Platformą dialogu są różne portale społecznościowe, a podkreślany jest zasób, jaki każdy z nas ma i powinien rozwijać w sobie – słuchanie i rozumienie tego, że klient nadaje usługom czy produktom znaczenie i wiąże je z konkretnymi wartościami. Twardy marketing ma sens wtedy, jeśli bierze to pod uwagę. Być może będąc przedstawicielem kojarzyłam się lekarzom z uważnością, troską, dawaniem czasu, zainteresowaniem drugim człowiekiem i jeśli tak było, to byłoby to zgodne ze mną. A że reprezentowałam ten a nie inny produkt.. On mógł już kojarzyć się z moją osobą i w związku z tym, z tymi wartościami, które wnosiłam na wizytę. Wczoraj poraz kolejny UWIERZYŁAM SOBIE. Na tym przykładzie przekonałam się, że miałam rację idąc za swoją intuicją i postąpiłam słusznie pracując w zgodzie ze sobą. Pisząc o tym wszystkim chcę zachęcić siebie i Ciebie do czynów zgodnych z tym, kim jesteśmy. To jest konkretny sposób na rozwój naszej siły i odwagi, które nieraz będą nam potrzebne na naszej drodze.

środa, 25 lipca 2012

Zmiana,człowieku! Zmiana!

Zapewne zauważyliście radykalną inność w moim blogu :) Tak!Tak! Zmieniłam jego tytuł i wizerunek. Zrobiłam to z czysto marketingowego interesu. KRÓTKA PREZENTACJA mimo, że bez specjalnej inwencji twórczej nagoniła mi 14 oficjalnych obserwatorów i kilku nieoficjalnie mnie czytających, jest, uważam, niezbyt "chwytliwym z serca" tytułem. A wygląd lepiej charakteryzuje mój czerwony temperament i zielone nastawienie do siebie, ludzi i świata. Obecnie pracuję nad przepoczwarzeniem siebie i mojego zawodowego wizerunku tak, aby móc sprawnie, z poczuciem misji i finansowo obficie prosperować. Lubię o sobie myśleć jako o katalizatorze zmian i zanim zacznę inspirować drogich klientów jako life and spiritual coach, chcę uczciwie zacząć od siebie (oj, Laskoska, a nie robiłaś tego już wcześniej?). Moje marzenia sięgają dużo dalej i głębiej :) Teraz uwagę moją koncentruję na wkuciu się w działanie i częścią tego działania jest transformacja mojego bloga. Jego treść, jak zawsze będzie pozytywna, refleksyjna, mądra i humorystyczna. Ale oprócz sympatycznej treści potrenuję na tym blogu tzw. modern marketing, którego staję się wyznawczynią, odkąd poznałam Marie Forleo. Słuchanie na You Tube tej amerykańskiej businesswoman (ooo!, kochana, masz u mnie setne uwielbienie za to, że mieszkasz w Nowym Yorku!!!) poleciła mi moja life coach Magdalena Hamer - kobieta, przy której ruszyłam zardzewiałe koło zębate moich lęków i pasji. Znajdziecie Magdę pod tą stroną: www.coachingcreation.pl A Marie pod: http://marieforleo.com/ Mój nowy cel związany z pisaniem tego bloga (oprócz odkopywania dla siebie samej i innych pozytywnej strony mojego życia) jest następujący - wprawiam się przed pisaniem nowego, inspirującego i motywującego bloga zawodowego). A zatem, Laskoska, do dzieła! YO! :)