czwartek, 8 września 2011

corrida

Przewrotnie wybrałam się na corridę w Niedzielę.

Nie było słowa na jej temat w przewodniku wolontariusza (a przynajmniej ja nie wyczytałam w nim nic na jej temat), ale nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła węszyc w Madrycie po swojemu. Zainspirowali mnie znajomi, którzy wybierali się na walki. Napalilam się.
A tam włócznie, a tam lanca, a tam taniec śmierci.
Wielka madrycka arena.

Kiedy znalazłam się w jej wnętrzu moja wyobraźnia od razu zaczęła odtwarzac sceny zabijania chrześcijan przez Nerona przy użyciu wygłodniałych lwów. Co za wrażenie!
Wielka, okrągła przestrzeń, na dole piasek, na górze – palące słońce.
Po arenie maszeruje w rytmie muzyczno-dostojnym plejada torreadorów, banderilleros, pikadorów i matadorzy, którzy na swoje głowy mieli przyjąc wieniec chwały lub topór okrzyków niezadowolenia i szyderstwa.

Pochód niemal królewski.
Zdobne stroje.
Opancerzone konie.
Orkiestrowa muzyka.


Otwierają się wrota.
Z energią wściekłości wybiega byk.
Jeszcze rześki. Jeszcze mocny. Nie pokonany.

Kilku torreadorów z różowymi płachtami wykonuje motyw naganiania, zdaje się po to, aby bieganiem zmęczyc byka.

Pojawiają się pikadorzy. Jeden stoi obserwując walkę po drugiej stronie areny. Drugi przyjmuje na siebie całośc ciosów, jakie byk zadaje koniowi. I tu zaczyna się dramat – następuje zwarcie byka z zaatakowanym koniem, które może doprowadzic do rzucenia tego drugiego na piach areny, tak jakby przewracało się nieruchomą zabawkę. Byk zawsze uderza w najwrażliwszą częśc konia – w brzuch. I nie odpuszcza. Tylko latająca mu przed oczami płachta może odwrócic jego uwagę. Koń nie pojawia się na arenie bez powodu, z pewnością nie dla „przyjemności” atakowania u byka. Siedzący na koniu pikador wbija dwa razy w grzbiet byka długą lancę.
Byk poraz pierwszy zalewa się krwią. Zaczyna ciężko oddychac.

Nadchodzą banderilleros z krótkimi włóczniami. Jest ich sześc. Wbija się za każdym razem po dwie w unerwiony grzbiet byka. Ciśnienie mojej krwi natychmiast podskakuje, kiedy chwilę przed wbiciem banderilles, walczący z biegnącym ku niemu bykiem staje niemal tuż przed nim. Wbija wlócznie i natychmiast odskakuje na bok.
To jeden z bardziej ryzykownych momentów, który kończy się gwałtownym zatrzymaniem się zranionego zwierzęcia.

Mięśnie grzbietu byka drastycznie się osłabiają. Głowa zaczyna opadac i jej ruchy są znacznie wolniejsze, co ma znaczenie dla późniejszego ostatecznego ataku walczącego sam na sam z bykiem matadora.

Matador odbywa taniec śmierci z umęczonym bykiem. Oczarowuje publicznośc gracją swoich ruchów. Jeśli nie zabije zwierzęcia po pierwszym uderzeniu w miejsce na karku, gdzie zostaje przerwany rdzeń kręgowy odchodzi zmiażdżony szyderstwem tłumu. Jeśli zaś jego atak jest od razu celny odchodzi w chwale, jaką oddaje się wielkim tego świata. Po udanej walce publicznośc wyrzuca na arenę czapki, chusty, wachlarze, które torreadorzy podają matadorowi, aby ten dotknął je i odrzucił powrotem na widownię. Powiewają białe chusty na znak zadowolenia, a matador może na pamiątkę odciąc ucho lub ogon byka.

Widziałam niezwykle dramatyczne momenty, kiedy matador „dostał” od byka. Byk uderzył go w rękę rozszarpując ubranie i raniąc boleśnie, a potem huknął rogami, kiedy tamten znalazł się pod jego półtonowym ciałem.
Po interwencji odwracających uwagę byka torreadorów matador wstał, przez chwilę odzyskiwał władzę nad ręką, po czym przybrał postawę wojowniczą i wrócił do walki.
Skończył obie walki w glorii, jaką otacza się dzielnych bohaterów.



Odczuwałam współczucie wobec męczonych byków.
Odczuwałam fascynację sposobem, w jaki tamci ludzie walczyli z nimi.
Oba uczucia mam w sobie.


Dlaczego wybralam się na corridę?
Nie dam Wam odpowiedzi.
Patrząc na swoje własne życie odpowiedzcie sobie sami.

piątek, 2 września 2011

obrazki spod caski

Jest w Madrycie targ, który funkcjonuje tylko w Niedzielę.

I przepiękne wachlarze.


Są niezapomniane restauracje hinduskie, do których klientów „nagania się z ulicy”.

Są przepyszne potrawy.


Jest niezwykłe centrum kultury i sztuki.

I jest ogród na dachu.


Są mieszkania, gdzie przez okno można podać rękę sąsiadowi.

I jest widok na wyposażenie kuchni.




Jest bar, w którym za darmo poczęstowano nas talerzem tapas.

Ale się najadłam!


Jest restauracja, w której dostaliśmy za darmo ciasto i kawę.

Skorzystałam.


Jest szaleństwo kulinarne w restauracjach.

I jest siesta!


Chęć pomocy na ulicach.

W języku hiszpańskim.


Jest gorąco na potęgę.

I jest klima!





Jest muzyka, taniec – flamenco.



Jest corrida!