czwartek, 20 czerwca 2013

No co? Nie dam rady, skoro ON wierzy we mnie?

Wczoraj obudziłam się z obezwładniającym lękiem, poczuciem bycia opuszczoną, i poczuciem, że nie dam rady sobie z moim obecnym życiem, jego wyzwaniom i moim pomalutku spełniającym się marzeniom, że będę musiała robić to, czego nie chcę, żeby zarobić pieniądze albo, że umrę z głodu. I że nie wydam w swoim życiu wielu dobrych owoców, które chcę wydobywać z ludzi.

Było to nie do zniesienia.

Czułam się zbyt słaba i niezdolna do jakiegokolwiek działania. Zwaliły się na mnie zastępy...

Szybko, w jakiejś nieskoordynowanej reakcji na ten trudny stan zaczęłam zagadywać siebie zalewem treści z Internetu. To była zwykła ucieczka, próba zagłuszenia. Jednocześnie wołałam do Boga, żeby mi pomógł.

Nic nie pomagało. Chciało mi się płakać.

Teraz rozumiem, że moja potrzeba bycia "zagadaną" była słuszna, właściwa.

Szukałam jednak słów w niewłaściwym miejscu.

Po dwóch rozpaczliwych godzinach sięgnęłam wreszcie do Pisma Świetego, o którym myślałam już wcześniej, ale uparcie odmawiałam Słowom Boga dostępu do mnie.  Poraz kolejny przekonałam się, że potrzebuję zgodzić się usłyszeć Boga, żeby mi pomógł.


Oto, co przeczytałam:
2Kor 9, 6-11

6 Tak bowiem jest: kto skąpo sieje, ten i skąpo zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie też zbierać będzie. 7 Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym, albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg. A Bóg może zlać na was całą obfitość łaski, tak byście mając wszystkiego i zawsze pod dostatkiem, bogaci byli we wszystkie dobre uczynki, 9według tego, co jest napisane:
Rozproszył, dał ubogim,
sprawiedliwość Jego trwa na wieki.
10 Ten zaś, który daje siewcy ziarno [do zasiewu i] chleb do jedzenia, dostarczy również wam ziarna i rozmnoży je, i zwiększy plon waszej sprawiedliwości. 11Wzbogaceni we wszystko, będziecie pełni wszelkiej prostoty, która składa przez nas dziękczynienie Bogu.


Całe to czytanie było wprost do mnie.


Dzięki Ci, Boże, że wysłuchujesz mojej prośby i dajesz mi rozumieć Twoje Słowo.


W trakcie czytania i po nim przez moją głowę galopowały myśli, które razem ze Słowem wspierały mnie w powrocie do wiary w siebie. Słowo Boga i te myśli natychmiast postawiły mnie na nogi.

Natychmiast. 
Bez wysiłku z mojej strony.
Jak nalepszy trener i najlepszy ojciec Bóg powiedział do mnie

"JA ci mówię, że dasz radę. Dobra klacz jesteś. Rasowa. Więc biegnij. Rób to, co podpowiada ci serce. JA o wszystko się zatroszczę." 

Ponad wszystko Bóg dawał mi odczuwać swoją Obecność:
"JA Jestem z tobą."



Panie do kogo pójdziemy dziś?

Ty masz Słowa Życia 
Wiecznego.




piątek, 14 czerwca 2013

Cykl opowieści randkowych rozpoczęty

Mam w obowiązkach córczynych pisać o działaniu Ojca.
No, to piszę.

Pan Bóg specjalnie mnie nie oszczędza, ale jak się rozczuli, to koniec - jestem w ulubionej zupie.
Powiem, że można się rozkokosić i żądać wtedy samych słodkości przez cały dzień. 
Dlatego na wszelki wypadek (zapewne. tak tylko zgaduję.) doświadczam sytuacji, w których mogę polegać już tylko na Bogu. A to już jest heroicznie trudne.
Pojawiają się rycerscy ludzie, kiedy już zipię z braku zaufania i złości do Dżizu, On dokonuje jakichś nadzyczajnych niezwykłości, i znowu się kochamy, jak w najsłodszej bajce.
Właściwie ludzie zawsze są, ale wiadomo...nie w każdej sekundzie, i ja nie zawsze jestem wobec nich otwarta, choć czasem należałoby).
A On JEST...I TO BARDZO  w każdych - eleganckich i kijowych - sekundach! (co prawda, nie mnie oceniać, które to, ale czasem, przyznacie, to się zgaduje.)

Niedawno miałam taki smutek, z cyklu standardowych (w przedziale jakichś siedmiu lat or something), że mi   się ktoś spodobał (Laskoska, czemu Ty taka....jakaś otwarta na temat uczuć jesteś? Nie możesz zaworów użyć?). Czekajcie, czekajcie!
Co dla mnie schowane to dla mnie, ale ja tu o Ponocku pisoć bende!

(Aaaa, no to spoko, użyj sobie!)


Powiedziałam, że smutek był standardowy?
Nigdy taki nie jest! Zawsze jest inaczej!
Tylko wygląda tak, że wydaje się, że jest podobnie.

Ostatni taniec uczuć był, jak każdy inny - niemiałki, tylko mi się wartości wykopyrtnęły do tych, o których w duchu marzyłam.
Co prawda, szybko zauważyłam, że może być jeszcze dalej. Ale nic, to, najlepsze branie ma u mnie mój ABSOLUTNY SŁODZIAK I TYGRYS EVER!

I TU SIĘ ZACZYNA LANS ŻYCIA DUCHOWEGO, Z CYKLU 

DLACZEGO WARTO UMAWIAĆ SIĘ Z JEZUSEM?

Zaręczam, że normalna jestem, tyle że stuknięta! 

:)


1. Uczucia do człowieka trzeba było zawierzyć Sile Wyższej, bo trzeba je jeszcze podgotować na właściwym OGNIU*.

2. Smutek, który wyniknął  z poczucia utraty relacji szybko się oswoił (kiedyś rozpaczałam i gniotłam serce przez miesiące, rok, lata, urągałam, pogrążałam w urazie itd.)

3. Bez przyczyny i z przyczyny pojawiła się nieuzasadniona i uzasadniona radość. Ta radość ma nogi, ręce, i skrzydła. Acha, ma jeszcze serce i głowę. Oddycha SŁOWEM BOŻYM (bo akurat to są moje płuca i moje powietrze).

4. Wspomniane organy wymieniają mi się na nowe, lepiej działające i to działające razem.

5. Nieuzasadnienie radości oznacza jej bytność wobec "katastrof życiowych i tak zwanych, "faktów przeczących" istnieniu, miłości i skutecznym działaniu Boga. Moja Przyjaciółka powiedziała: jak to możliwe?

Niegłupie pytanie.

6. Uzasadnienie radości polega na tym, że chwilę po umilknięciu znajomości z człowiekiem, zalała mnie fala ludzkiej miłości w postaci mojej rodziny i dobrej przyjaźni.

To, że usłyszałam od mojej Małgosi (bratanicy i córeczki chrzestnej): 

"Kocham Cię, zanim powstał świat. 
Kocham Cię, zanim się urodziłam i zanim Ty się urodziłaś, Aniuś"

to kropla tego, co w mojej rodzinie doświadczyłam. 

Przy okazji, jak myślicie, Kto przez małą, 7-letnią dziewczynkę, tak do mnie powiedział? :)

+

Wystarczy znać Pismo Święte lub dobrze słuchać swojego serca.


7. Umilknięcie mojej relacji z ulubionym człowiekiem okazało się najlepiej przeżytym z dotychczasowych.
Mimo pierwszych tarć, szybko stało się życzeniem sobie nawzajem dobra. A to oznacza, że jestem bardziej wolna i więcej we mnie pokoju. Więcej mogę przyjąć, otrzymać i więcej dać. Zwłaszcza mogę więcej przyjąć błogosławieństwa i przekazywać dalej w większej otwartości.


8. Ten pokój trwa nadal i mimo różnych smutków, jest umiłowaniem Zaufania i Wolności wobec siebie i innych. A zwłaszcza wobec Boga.


9. Wydaje mi się, że będę kimś bardzo niezwykłym, bardzo pięknym, bardzo Bożym. A piszę to chwilę po tym, jak znowu dałam Dżizu po garach, miałam się z Nim przez trzy dni na pieńku. Trochę w moim niesubordynowanym zachowaniu i późniejszej nadziei wobec Niego jestem bezczelna. 

10. No, dobra, bardzo chcę spełnienia Bożej Obietnicy w moim życiu i szybko się niecierpliwię, że On, jak zwykle, ma mądrzejszy sposób na mnie niż ja, a to nie zawsze są sposoby przyjemne.

11. Żeby nie być już bardziej bezczelną, powiem tylko na koniec:

DZIĘKUJĘ CI, NAJBARDZIEJ UKOCHANIEŃKI!
BĄDŹ CZĘŚCIEJ DUMNY ZE MNIE!
I, JAK ZWYKLE, MAM OCHOTĘ NA CUKIERKI!


12. Od cukierków psują się zęby, słyszę w głowie.




*OGIEŃ - mój najlepszy Kumpel, Duch Święty. Jak, zwykle, wymieniany na końcu. Jak, zwykle, tajemniczy, a jest mi z NIM po prostu najprzyjemniej, pociesznie, czule, wszystko..od razu i jakoś tak...intymnie, mniam, mniam.

wtorek, 11 czerwca 2013

Wszyscy jesteśmy braćmi. Wszyscy jesteśmy siostrami.

W niniejszym poście chcę jasno wypowiedzieć się w stronę pro-aborcjonistów, dla których aborcja eugeniczna jest rozumiana jako konieczność lub kwestia wyboru rozumianego w kategoriach wolności i czyjejś prywatnej sprawy.

Jak wiemy, eugenika, której aktywnym postulatorem i wykonawcą był Hitler dotyczy selektywnego "rozmnażania się" ludzi (i zwierząt) w celu doskonalenia cech dziedzicznych człowieka. W wykonaniu wspomnianego Hitlera eugenika oznaczała eksterminację milionów ludzi.

Obecnie dokonuje się masowych zabójsw, które niczym nie różnią się od holocaustu czasów II wojny.

Giną miliony dzieci, pośród których znajdują się chore lub podejrzane o chorobę (wyniki badań prenatalnych niejednokrotnie okazują się zawodne). Prawo polskie takich dzieci w żaden sposób nie chroni.

Nie są doskonałe.

To jest ich wielka wina.

Którą należy "zmazać".

A ja zapytam Ciebie.

Czy dzisiaj popełniłeś błąd?
Zachorowałeś?
Masz jakiekolwiek ułomności? Ograniczenia? Ukryte słabości? Uzależnienia?

Może niedomagasz duchowo? Psychicznie (choćby Ci dzisiaj dokuczał tylko "dół") Masz mało kasy i w związku z tym nie czujesz się przystosowany do dzisiejszych wymagań świata? Albo masz dużo pieniędzy, ale czasami uważasz, że kurczę, zdarza Ci się nie czuć... wybitnym, genialnym, zaradnym, madrym, pięknym itd.?
A może chwilowo czujesz się beznadziejnie, bo właśnie rzuciła Cię kobieta albo rzucił Cię facet?

A może kiedykolwiek żałowałeś jakiejś  decyzji, jakiegoś działania?
Pomyliłeś się w robieniu czegoś? Popełniłeś błąd? Nie było idealnie?


A może to wszystko, o czym piszę dotyczy kogoś z ważnych dla Ciebie ludzi? Może Twoich bliskich? Autorytetu? Mentora?


FATALNIE!

WIDZISZ! TO TWOJA WIELKA WINA!
NIE NADAJESZ SIĘ DO IDEALNEGO ŚWIATA LUDZI ZDROWYCH, DOSKONAŁYCH, ZAWSZE SILNYCH, ZAWSZE PROSPERUJĄCYCH, ZAWSZE MĄDRYCH, ZAWSZE WSPANIAŁYCH!
TU NIE WOLNO BYĆ OGRANICZONYM! MASZ ŻYĆ PEŁNIĄ POTENCJAŁU!

POWINIENEŚ UMRZEĆ SZKODA PIENIĘDZY NA UTRZYMYWANIE KOGOŚ TAKIEGO JAK TY W SPOŁECZEŃSTWIE! NIE NADAJESZ SIĘ -  JESTEŚ NIEDOSKONAŁY!  TU NIE WOLNO BYĆ SŁABYM!


Może wreszcie zrozumiesz, że ten świat nigdy nie jest i nigdy nie będzie idealny. Jesteś nieodłączną częścią tej niedoskonałości i jest w tym świecie miejsce DLA WSZYSTKICH nieidealnych.

Nie potrzeba chrześcijaństwa, żeby to pojąć.

Życie jest zwykłym ludzkim prawem.

A my wszyscy jesteśmy braćmi. Jesteśmy siostrami.


ps. Twoja mama uszanowała Twoje prawo do życia. I dlatego, choć jesteś za aborcją, zdążyłeś/zdążyłaś się urodzić.





Wierzę w Twoje niezbywalne prawo do życia. Nie życzę Tobie śmierci.  Niniejsza treść jest prowokacją, po to abyś się zastanowił. Abyś pomyślała.


http://www.ratujdzieci.pl/node/6