piątek, 14 czerwca 2013

Cykl opowieści randkowych rozpoczęty

Mam w obowiązkach córczynych pisać o działaniu Ojca.
No, to piszę.

Pan Bóg specjalnie mnie nie oszczędza, ale jak się rozczuli, to koniec - jestem w ulubionej zupie.
Powiem, że można się rozkokosić i żądać wtedy samych słodkości przez cały dzień. 
Dlatego na wszelki wypadek (zapewne. tak tylko zgaduję.) doświadczam sytuacji, w których mogę polegać już tylko na Bogu. A to już jest heroicznie trudne.
Pojawiają się rycerscy ludzie, kiedy już zipię z braku zaufania i złości do Dżizu, On dokonuje jakichś nadzyczajnych niezwykłości, i znowu się kochamy, jak w najsłodszej bajce.
Właściwie ludzie zawsze są, ale wiadomo...nie w każdej sekundzie, i ja nie zawsze jestem wobec nich otwarta, choć czasem należałoby).
A On JEST...I TO BARDZO  w każdych - eleganckich i kijowych - sekundach! (co prawda, nie mnie oceniać, które to, ale czasem, przyznacie, to się zgaduje.)

Niedawno miałam taki smutek, z cyklu standardowych (w przedziale jakichś siedmiu lat or something), że mi   się ktoś spodobał (Laskoska, czemu Ty taka....jakaś otwarta na temat uczuć jesteś? Nie możesz zaworów użyć?). Czekajcie, czekajcie!
Co dla mnie schowane to dla mnie, ale ja tu o Ponocku pisoć bende!

(Aaaa, no to spoko, użyj sobie!)


Powiedziałam, że smutek był standardowy?
Nigdy taki nie jest! Zawsze jest inaczej!
Tylko wygląda tak, że wydaje się, że jest podobnie.

Ostatni taniec uczuć był, jak każdy inny - niemiałki, tylko mi się wartości wykopyrtnęły do tych, o których w duchu marzyłam.
Co prawda, szybko zauważyłam, że może być jeszcze dalej. Ale nic, to, najlepsze branie ma u mnie mój ABSOLUTNY SŁODZIAK I TYGRYS EVER!

I TU SIĘ ZACZYNA LANS ŻYCIA DUCHOWEGO, Z CYKLU 

DLACZEGO WARTO UMAWIAĆ SIĘ Z JEZUSEM?

Zaręczam, że normalna jestem, tyle że stuknięta! 

:)


1. Uczucia do człowieka trzeba było zawierzyć Sile Wyższej, bo trzeba je jeszcze podgotować na właściwym OGNIU*.

2. Smutek, który wyniknął  z poczucia utraty relacji szybko się oswoił (kiedyś rozpaczałam i gniotłam serce przez miesiące, rok, lata, urągałam, pogrążałam w urazie itd.)

3. Bez przyczyny i z przyczyny pojawiła się nieuzasadniona i uzasadniona radość. Ta radość ma nogi, ręce, i skrzydła. Acha, ma jeszcze serce i głowę. Oddycha SŁOWEM BOŻYM (bo akurat to są moje płuca i moje powietrze).

4. Wspomniane organy wymieniają mi się na nowe, lepiej działające i to działające razem.

5. Nieuzasadnienie radości oznacza jej bytność wobec "katastrof życiowych i tak zwanych, "faktów przeczących" istnieniu, miłości i skutecznym działaniu Boga. Moja Przyjaciółka powiedziała: jak to możliwe?

Niegłupie pytanie.

6. Uzasadnienie radości polega na tym, że chwilę po umilknięciu znajomości z człowiekiem, zalała mnie fala ludzkiej miłości w postaci mojej rodziny i dobrej przyjaźni.

To, że usłyszałam od mojej Małgosi (bratanicy i córeczki chrzestnej): 

"Kocham Cię, zanim powstał świat. 
Kocham Cię, zanim się urodziłam i zanim Ty się urodziłaś, Aniuś"

to kropla tego, co w mojej rodzinie doświadczyłam. 

Przy okazji, jak myślicie, Kto przez małą, 7-letnią dziewczynkę, tak do mnie powiedział? :)

+

Wystarczy znać Pismo Święte lub dobrze słuchać swojego serca.


7. Umilknięcie mojej relacji z ulubionym człowiekiem okazało się najlepiej przeżytym z dotychczasowych.
Mimo pierwszych tarć, szybko stało się życzeniem sobie nawzajem dobra. A to oznacza, że jestem bardziej wolna i więcej we mnie pokoju. Więcej mogę przyjąć, otrzymać i więcej dać. Zwłaszcza mogę więcej przyjąć błogosławieństwa i przekazywać dalej w większej otwartości.


8. Ten pokój trwa nadal i mimo różnych smutków, jest umiłowaniem Zaufania i Wolności wobec siebie i innych. A zwłaszcza wobec Boga.


9. Wydaje mi się, że będę kimś bardzo niezwykłym, bardzo pięknym, bardzo Bożym. A piszę to chwilę po tym, jak znowu dałam Dżizu po garach, miałam się z Nim przez trzy dni na pieńku. Trochę w moim niesubordynowanym zachowaniu i późniejszej nadziei wobec Niego jestem bezczelna. 

10. No, dobra, bardzo chcę spełnienia Bożej Obietnicy w moim życiu i szybko się niecierpliwię, że On, jak zwykle, ma mądrzejszy sposób na mnie niż ja, a to nie zawsze są sposoby przyjemne.

11. Żeby nie być już bardziej bezczelną, powiem tylko na koniec:

DZIĘKUJĘ CI, NAJBARDZIEJ UKOCHANIEŃKI!
BĄDŹ CZĘŚCIEJ DUMNY ZE MNIE!
I, JAK ZWYKLE, MAM OCHOTĘ NA CUKIERKI!


12. Od cukierków psują się zęby, słyszę w głowie.




*OGIEŃ - mój najlepszy Kumpel, Duch Święty. Jak, zwykle, wymieniany na końcu. Jak, zwykle, tajemniczy, a jest mi z NIM po prostu najprzyjemniej, pociesznie, czule, wszystko..od razu i jakoś tak...intymnie, mniam, mniam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz