środa, 29 grudnia 2010

wierna rzeka

Taka w sumie zwykła sprawa.

Miałam urodziny.
Odważnie piszę, że trzydzieste. W końcu i tak, kiedy umrę, to na nagrobku pojawi się data urodzenia :)

Mam lekkiego koziołka na punkcie swoich urodzin.
To znaczy, z jednej strony odczuwam, że ten jedyny dzień w roku jest dla mnie bardzo ważny, a z drugiej – właśnie wtedy najbardziej pragnę ukryć się przed światem.
Taki ktoś, kogo wiecznie widać, w ten dzień nie chce być w centrum uwagi.
Wiedzą o tym Ci, którzy próbują się co roku dodzwonić do mnie, a okazuje się to niemożliwe, bo wyłączyłam komórkę. Z boku wygląda to na chamstwo może, ale w środku jest to wielka chęć ukrycia się.
Kilka lat temu świętowałam, ale potem coś się zmieniło i wolałam swój czas spędzić tylko ze sobą.


Ten rok był inny.
Zrozumiałam, że chcę celebrować to przełomowe wydarzenie uzdrowiona przyjacielskim gestem życzliwych mi Osób, które przygotowały dla mnie wspaniałą niespodziankę z okazji mojej tegorocznej obrony pracy podyplomowej.

Miałam w sobie chęć i chwilowy zapał.
Potem przyszły różne wydarzenia, potworne zmęczenie zimowymi obowiązkami i doskwierające niewyspanie, które zaowocowały niechęcią do wychodzenia gdziekolwiek i spotkań z ludźmi.
Zapadłam w sen zimowy, który nie wydarzał się, więc chodziłam jak zombie.

I to, co właśnie napisałam jest zaledwie wstępem do czegoś, co nazwę pochwałą moich Ludzi, moich wiernych Przyjaciół, pochwałą ludzkiej miłości.



Nie miałam siły na organizowanie czegokolwiek.
Marudziłam Izie, że wcześniej chciałam potańczyć w pewnej sali, ale nie stać mnie na wynajęcie jej ani na tańce, a skoro nie będzie moich wymarzonych urodzin, to nie chcę ich świętować. Poza tym jestem zmęczona i nie chce mi się szukać innego miejsca do tańca.
Odezwało się we mnie nieśmiertelne „wszystko albo nic” i niezgoda na zwyczajność. Poza tym chciałam, żeby było wiele osób i żeby każda z nich zajęła się w tłumie tańczących sobą i innymi zamiast zwracać uwagę na mnie.

Nie zrobiłam nic w kierunku organizacji wieczoru.


Poraz, nie wiem, który odezwała się wśród moich ludzi nuta walki o mnie.

Iza przez tydzień wisiała na telefonie, żeby cos załatwić dla mnie. Poszła nawet na spotkanie w mojej sprawie.
Iza z Czarnieckiej Góry.
Iza - mój Przyjaciel.

Iza, która pamięta o mnie czasem bardziej niż ja sama o sobie.
Iza, która nosi moje brzemiona.
Iza – dar empatii.
Iza – poczucie humoru.
Iza – która karmi, koi słuchaniem, koi słowem, koi samą obecnością.
Iza – która modli się za mnie, jak dzielny żołnierz.
Iza – która we mnie wierzy, kupuje leki i dzwoni.
Iza – która po sporze pisze, że w sumie to mnie bardzo lubi.
Iza – głębia przeżyć, piękno, czystość ducha.
Iza – mój Przyjaciel.


Nie udało się nic załatwić.
Izuni opadły skrzydła, nie wspominając o tym, że moje nawet nie wyrosły.
Mam dużą siłę perswazji, więc stanęło na tym, że na niczym nie stanęło.


Pójdę na obiad urodzinowy do Ilonki, mojej drugiej Bliskiej i Ważnej, Wiernej i Niezwykłej. -myslę sobie- to z Nią chcę w spokoju pobyć, porozmawiać, ponudzić się, pożyć.

Z Izunią może jakaś kolacja wieczorem…
To już jutro..

Generalnie byłam poza oparem nadziei i na chwilę zamieniłam się w stetryczałą marudę.


Dzwoni Łukasz Ż.

- POMOŻEMY z Anią, tylko daj znak, co mamy robić.

- Łukasz, nie ma urodzin. Nie wypaliły. Wpadnijcie po jutrze na śniadanie, obiad, kolację, na co chcecie, ale urodzin nie będzie.

Łukasz stanął dęba i mówi:

- NIE MA MOWY! NIE MA MOWY! Wyprawisz urodziny i koniec! Raz w życiu ma się 30 lat. Do jutra załatwię Ci knajpę i zaproszę naszych znajomych.

Jego męskiej determinacji bylo mi trzeba! I nie dyskutowania z moim darem przekonywania :)

Łukasz "stanął na głowie" i załatwił mi w dniu moich urodzin niezwykłe miejsce na warszawskiej Pradze, gdzie całe górne pomieszczenie było tylko dla mnie i zaproszonych Gości. Mimo kompletnie spontanicznej akcji przyszli prawie wszyscy! Gosia zaproszona w ostatniej chwili „przyjechała, jak stała”, czyli wracając z jakichś zajęć. Łukasz Ż. Sprawił mi kolejną niespodziankę i przy trzech palących się świeczkach wniósł piękną, małą i bardzo smaczna szarlotkę, którą wcinaliśmy po trochu my wszyscy.

Nigdy nie zapomnę tej chwili. Nie zapomnę tego niezwyklego gestu, tego wszystkiego, co zrobil dla mnie Lukasz i Jego przepiękna żona Ania. Co zrobila Izunia...


Ciepło wspominam „Anię z Zielonego Wzgórza”, którą otrzymałam od Przyjaciół, od dawna przygotowanych na ten dzień i czekających na znak: Iza, Ola, Bartek, Marek.
I kwiaty od Michała i Magdy.
Nie zapomnę orzechów laskowych od Lukasza T.

A przede wszystkim nie zapomnę tej wzruszającej mnie Obecnosci!


Ten dzień to nie był tylko dzień urodzin.
Ten dzień to było otrzymywanie niewyobrażalnego w skutkach dla mnie daru relacji, tajemnicy przyjaźni, daru miłości wśród śpiewu, żartów, dyskusji, jedzenia…







Nie było tańców, nie było ukrycia się, mogłam być sobą, wariować, bo znowu zachwycił mnie drugi człowiek.

wtorek, 30 listopada 2010

rozmowa wsród ciszy

Pan Bóg zasial w nas niezwykle wiele dobra.



Szczególnie cieplo wspominam pewną jesienną chwilę...



W czasie ferii jesiennych zachorowalam.

Dzwoni do mnie po jakim czasie Diana...z pytaniem, czy dalej jestem chora.
Pytanie jest bardzo uzasadnione, jak się okazuje.
Diana zrobila nalewkę malinową dla przeziębionych i chcialaby się nią ze mną podzielic.

Czy dostrzegacie piękno tej sytuacji?

Serce Diany.

Mnie to bardzo porusza, wlasciwie po calym miesiącu, jaki uplynąl od tego telefonu, do dzis wzruszam się tym, zdawaloby się, malym gestem.

Koniec końców, znalazlam się u Diany w Otwocku i spędzilam z Nią dobry, namaszczony, prawdziwie wspólny i cenny czas. Chwile prawdziwych spotkań z drugim czlowiekiem są dla mnie niemal swięte i dwa dni posród ciszy, lasu, audycji radiowych, smakowania przepysznych nalewek, nocnych wspólnie dzielonych przemysleń do takich należaly.

Idziemy z Dianą drogą przez las i mijamy cmentarz. Jest 1 listopada, cieply i sloneczny poranek, piekne chryzantemy, znicze, a my kierujemy się nad Jezioro Torfowe.
Spacer, zapach żywiczny, dom spokojnej starosci. Tego dnia nawet otoczenie sklania do rozmyslan o smierci.

Stajemy nad Jeziorem i w naszych duszach uklada swoje zwrotki cisza.
Cisza, która koi.
Cisza, która która nas jednoczy.
Cisza.


Wlasciwie, chcialoby się przestac pisac, bo wspomnienie tamtej chwili nawet teraz tak bardzo smakuje.

Przed nami roztacza się widok, którego nie zapomina się.

Przestrzeń.
Piękno.
Kaczki.
Woda.
Las.

Można sięgac wzrokiem daleko i czuc bliskosc calego swiata.

Ogarniające nas milczenie przywraca nas samym sobie. Ja odnajduję siebie i tak bardzo mi ze sobą dobrze.

Nigdzie lepiej cisza bardziej nie smakuje niż wsród toczącej zażyle ko(n)wersacje przyrody.
Wzajemnosc, dialog, życie, milosc.
A w ciszy rozkwita dusza.



Po chwili wracamy z Dianą do miasta.
Cos sie stalo. Nastąpila w nas jakas przemiana.

Zaczynamy rozmawiac o smierci.
I jest to jedna ze spokojniejszych rozmów o przejsciu.

Odczuwam chęc dzielenia się reflekcjami na ten temat. Dianka, zdaje sie, również.

Motyw smierci jest aktualnie szczególnie obecny w moim wnętrzu i rozmowa z życzliwym mi Czlowiekiem pomimo nielatwych przemysleń, zdawala się koic i pobudzila mnie do tęsknoty za Bogiem, niebem, swiętoscia i przemianą.

Nie jestem w stanie powtórzyc szczególów tamtej rozmowy, ale to byla rozmowa posród ciszy ducha.


Z calego serca życzę Wam tego!

Potem wspólna Eucharystia w malej kaplicy...





Blogoslawieni cisi, albowiem oni na wlasnosc posiądą ziemię.

środa, 10 listopada 2010

obrazki


Moje ostatnie radosci poraz kolejny stanowią koktail malych historii, które nazywam obrazkami. Takie Laskowiankowe Obrazki z Avonlea.

Z Anią Shirley mam tak wiele wspólnego...
Ostatnio powrócilam do Jej życiowych przygód i szybko spostrzeglam, jak bardzo uspokajam się, kiedy patrzę na Jej charakter, temperament, wyobraźnię, wrażliwoc, lojalnosc, pasję życia, pisania i szacunek do siebie samej, i innych. W dzieciństwie zaczytywalam się w książkach o Ani i oglądalam filmy o Niej znajdując w Niej siebie, swoje losy i podobne spojrzenie na życie. Będąc znów w kontakcie z tą Pieguską i najurokliwszym Rudzielcem pod slońcem doswiadczam powrotu do samej siebie.

Nie macie pojęcia, jak mnie to koi.

Historia wybranki Gilberta Blythe'a nie nudzi mi się, ponieważ jest moją wlasną i ciągle odkrywam w niej cos dla siebie, cos czego nie moglam dostrzec będąc malą dziewczynką.

Chwile, które wlasnie spędzam z Anią, są dla mnie plastrem miodu, ktory slodzi i rozmiękcza moje stwardniale nieco serce.


Sądzę, że nieprzypadkowo wlasnie teraz opowiesc o dziewczynie z Avonlea znów trafila w moje ręce.
Po różnych skomplikowanych przygodach bardziej chyba niż kiedykolwiek zatęsknilam za tą shirleyową prostotą, radoscią z zycia, szacunkiem i niewinnoscią, które od zawsze noszę w sobie.
To sie, chyba nazywa cud Boży. Moje życie wydaje się coraz bardziej skomplikowane (patrząc z boku), a mnie udziela się jakos ta prostota, czego wyrazem jest decyzja zaufania Bogu bez względu na rozmiar cierpienia, kombinacji, własnych i cudzych blędów.


Jakim sposobem stając się coraz bardziej "dorosla", staję się coraz bardziej "dzieckiem" i jest to niezwykle urocze i piękne.

To upraszczanie siebie ma swoje turbodoladowanie w niemal codziennym kontakcie z dziecmi, którymi zajmuję się z przyczyn zawodowych.
Praca umożliwia mi przeżywanie na powrót emocji z mojego dzieciństwa i jest to dowiadczenie (pomimo różnie przeżywanych dni pracowych) niezwykle uzdrawiające. Dowiadczam zarówno smutku dziecka opuszczonego, jak i ekscytacji dziecka poruszonego jakim żartem lub zabawą.
W mojej pracy na pewnym poziomie staję się po prostu jedną z dzieci i tego dowiadczenia nie da się zastąpic niczym innym.
Powtórzę: tego dowiadczenia nie da się zastąpic niczym innym.

Pan Bóg wynalazl swietny sposób na uzdrawianie i upraszczanie Ani Laskowskiej.

Panie Boże: dziękuję!

sobota, 30 października 2010

10 reflekcji dotyczących ostatnich dni mijających własnie ferii

1. brak samodyscypliny = smutek i kłopot z akceptacją samej siebie

2. relacja wymaga wolnosci, szacunku, akceptacji, obecnosci i zaufania

3. tęsknię za: prostotą, spokojem, prawdą, akceptacją, delikatnoscią

4. zabawna jestem czasami

5. ludzie są naprawdę fascynujący/zdecydowanie lubię jesc z nimi wspólne sniadania

6. pokrzepiają mnie dobre, serdeczne rozmowy

7. zaplanowalam miec fizia na punkcie muzyki Whitacre'a - plan wykonuje się

8. chyba nie umiem już spac w nocy/ nie lubię wstawania rano/jednak kiedy mam cel, to niech się wszystko we mnie buntuje - ja wstaję

9. zapanowanie nad emocjami okazuje się możliwe, jesli:

A. tak postanowię
B. (i/lub) ktos również nad sobą panuje

10. mieszkam z kochanym przyjacielem - jestem szczęciarą/zdaje się, że napiszę poemat o Izie (albo sklecę jakis hymn pochwalny)

środa, 20 października 2010

...........................................................................





Jakby od pierwszego wejrzenia… znowu zakochałam się.

O tej miłości trudno mówic.

O miłości w ogóle chyba mówic trudno. Ona jest. Domaga się rozwoju. Wymaga. Wychowuje. Przepełnia miarę. Wylewa się. I zmierza w nieznanym kierunku.

Moja miłośc towarzyszy mi od dziecka. I na samą myśl o niej wzruszam się.
Jest ze mną na co dzień. Porywa mnie, to znów gdzieś ucieka. A bez niej jestem jak porzucona.

Bóg dał mi tę miłośc. Nie umiem jej opisac.
Pojmie kochający człowiek.

Ta miłośc wielką falą, wielkim ogniem przepływa przeze mnie i jest bardziej wierna niż ja wobec niej.


Ta miłośc to muzyka.

piątek, 1 października 2010

POTĘGA ŚWIĘTOWANIA POTĘGA PRZYJAŹNI



Ostatnio doświadczyłam, jaką moc ma świętowanie i udane relacje. Przypomniałam sobie, jak wspaniale jest celebrowac wydarzenia, nagradzac własny wysiłek i potęgowac swoją radośc poprzez dzielenie jej z innymi. Wydawało mi się, że wiem, świętowanie jest równie ważne jak proces osiągania czegoś.

Należę do osób, które uwielbiają tzw. socializing i non stop jestem z kimś umówiona..na spacer, na posiedzenie w kawiarni, na wspólne kino, na koncert, na odwiedziny u mnie, odwiedziny u kogoś, wspólne robienie czegoś przyjemnego, na serdeczne rozmowy. Jest to bezcenne źródło mojego poczucia bezpieczeństwa w tym świecie, poznania siebie, innych, więzi, przygód, radości, niespodzianek i sprawia, że oprócz moich ulubionych zainteresowań, relacje czynią moje życie ciekawym. Właściwie, niemal zawsze w spotkaniu z drugim człowiekiem przeżywam ekscytację, iluminację albo inne, spokojne uniesienia. Moje empatyczne i indywidualne podejście sprawia, że często czuję, jakbym uczestniczyła w intrygującym jednoczeniu się odmiennych i niezwykłych światów ludzkich. Mówię Wam, co za przygoda! Dodac do tego wspólne świętowanie i rodzi się uczucie jakiegoś spełnienia, jakiegoś nasycenia, jakiejś satysfakcji.


Ostatnio, chwaląc się zupełnie, obroniłam się po ukończeniu studiów podyplomowych. Wysłałam tysiące informacji o tym fakcie i w reakcji zwrotnej otrzymałam wiele gratulacji. Mimo to będąc pod wpływem różnych negatywnych doświadczeń, zmęczona zmaganiem się z nimi sama nie doceniłam faktu, że właśnie skończyłam drugie studia, zdałam egzamin końcowy z wszystkich przedmiotów i napisałam ciekawą pracę. Wszystkie te sprawy okupione wielkim wysiłkiem, często pośród łez i przygniatającego smutku. Do swojego osiągnięcia podeszłam bardzo instrumentalnie. Próbując przetrwac swoje przygnębienie, wyłączyłam emocje towarzyszące ukończeniu studiów. Niestety, nie przejmując się wysiłkiem uczenia się na egzamin, pisania pracy, a potem obrony, nie przejęłam się również uczuciem ulgi po zakończeniu studiów i świętowaniem. Nawet miałam zarzuty do własnej pracy i sposobu, w jaki się broniłam.

Niespodziewanie przyszła Ola. Spałam tamtego popołudnia wykończona pracą i chorobą. Moja Iza, serdeczna i bliska dusza obudziła mnie. Poczułam zapach spaghetti. Przeserdeczne rozmowy. Poczulam się źle i musiałam się położyc. I dziewczyny przeniosły się do mojego pokoju.
Już chcę zakopac się w moim łóżku, kiedy dziewczyny uroczyście stanęły przede mną i wręczają mi mały, uroczy bukiet kwiatów i przytulają z okazji obrony. Kurczę, zapomniałam już, że wlasnie z powodzeniem ukończylam studia! Cos drgnęło we mnie. Jakaś zmarzlina puściła krople wody.
Bez pytania mnie Ola oznajmiła, że za tydzień wpadnie jeszcze raz i koniecznie trzeba jeszcze raz poświętowac, tak porządnie, w większym towarzystwie. Mamy wspólnych wspaniałych znajomych, więc zaczęła działac telefonicznie. Wpadłam w jakiś odreagowujący stres nastrój i obudziła się we mnie chęc. Wspólnie z Olą zaczęłyśmy zapraszac ludzi.

Jakie było moje zaskoczenie, że przyszli wszyscy! Chciałam potraktowac to spotkanie jako zwyczajowe pogaduchy, a okazało się, że dla nich to była prawdziwa celebracja moich wydarzeń. Jakbym miała urodziny! Zaczęła we mnie pękac jakaś tafla lodu, kiedy uroczyście pogratulowano mi obrony i zaczęłam dostawac tony prezentów. Jezu, mogłabym się rozpłakac ze wzruszenia! Nikomu nie mówiłam czego pragnę, a otrzymałam wszystko to, co lubię. Czego nie robi w sercach ludzkich Duch Święty! To było tak niezwykłe spotkanie, że zrodziła się we mnie przemożna chęc do życia, cieszenia się znów każdym, choćby najdrobniejszym drobiazgiem i poczułam, że chcę znów wrócic do samej siebie.
Do dnia dzisiejszego przeżywam to spotkanie i czekam na każde kolejne.



Chcę znowu świętowac swoje urodziny. W tym roku obchodzę magiczne trzy zera, więc tym razem już sobie nie odpuszczę! Chcę świętowac swoje przyjaźnie! Swój każdy, choćby mały sukces! Chcę świętowac samą siebie! Od dawna mam takie podejście do życia, ale zapomniałam ostatnio, jak potrzebna jest w życiu radośc, taka spokojna pogoda ducha!

Cieszenie się z własnego życia to przecież wspaniały wyraz miłości do samej siebie.
Tamto ostatnie świętowanie i moi przyjaciele sprawili, że bardziej otworzyłam swojego ducha na potrzebę nagradzania się!

Tamta chwila sprawiła, że zaczęłam uważniej siebie słuchac.


Wspaniale jest świętowac!
Wspaniale jest przyjaźnic się!

poniedziałek, 20 września 2010

piosenka o chorowaniu

Nad Wisłą, koło stadionu
Mieszkała baba bez pionu*.
Łóżkowe prowadząc życie,
Bo wirus dopadł ją skrycie.

Na darmo walczyła z draniem
Traktując się długim spaniem.
Czosnek wcinała dzień cały,
Lecz wynik tego był mały.

Uknuła plan doskonały
I leżec będzie dzień cały.
Rosół wypije gorący,
(bo jest on usypiający

dla drania tego pokroju),
po czym przystąpi do boju.
Bezczelnie łamiąc mu gnaty
I wrzeszcząc nań: „a ty, a ty!”.

Z pomocą cud-witaminy
Odzyska radosne miny.
I w życiu znów da se czadu.

Po draniu nie będzie śladu.


(2010.09.20.Warszawa)


PIOSENKĘ SPIEWAMY NA MELODIĘ "NAD RZEKĄ OPODAL KRZACZKA MIESZKALA KACZKA DZIWACZKA"


*bez pionu - tajemnicze okreslenie oznaczające horyzontalną perspektywę
łóżkową

wtorek, 7 września 2010

Jesienna Opowieśc


No, i mamy jesień.

To ciekawe, że mimo iż jestem ciepłolubna, a nawet upałofilna, tak bardzo lubię obecną porę roku.

Mam dwoisty stosunek do deszczu. Z jednej strony nie lubię moknąc i nie lubię charakterystycznych dla rynnowych pogód ciemności. Zwlekam się wtedy z łożka i już marzę o wciągnięciu swoich marzeń i myśli pod kołdrę. Ogarnia mnie ochota na gorące kakao, nieróbstwo, spanie lub leniwe czytanie albo pogodny film. Z drugiej strony kocham to spadanie wody, przypominam sobie o deszczu łaski i przynajmniej myślami odczuwam opiekę Boga nade mną. Fajnie jest wtedy chorowac, bo te wszystkie przyjemne łóżkowe zajęcia są horyzontalnie osiągalne. Ale fajnie jest też przetuptac po mokrej ziemi, powdychac chłodnawe i wilgotne powietrze, i cieszyc się. Dzisiaj ogarnął mnie taki pogodny nastrój w drodze powrotnej z pracy do domu. Szczegół, że pozytywnie ładuję się wśród dzieci, z którymi po wakacjach znów przebywam na co dzień. Ciekawe, że mimo iż zdobywam się na wysiłek ogarniania dwudziestki maluchów i kończę pracę zmęczona, to jakoś chce mi się wciąż dziękowac za to, że pracuję tam, gdzie aktualnie jestem.

No więc wracam z pracy z uczuciem pogody ducha i wszystko w mokotowskiej przestrzeni zaczyna mi się podobac. Każda kafejka, ulice, ludzie, każdy sklepik. Idę na piechotę, żeby nic nie utracic z jesieni, widoku miasta, mijanej natury i czasu tylko, tylko dla siebie. Wczoraj kupiłam ostatniego letniego loda, dzisiaj zaszłam do sklepu z butami. Idę niespiesznie, bo nie muszę się z niczym spieszyc. W umyśle przewija mi się obraz Mamy, która szczególnie zapada mi w pamięc jesienią. Jak robi weki, gotuje obiad, na zewnątrz już ciemno, a u nas pali się lampka nad kuchenką, suszą się jabłka, pralka znów coś pierze, a ja tak tęsknię za Mamą …
Jaka piękna jest o tej porze moja rodzinna Ostrołęka! Jakie tam światło jesienne! Nigdzie takiego nie ma!

Idę dalej i wpadam do Parku Łazienkowskiego. Mokry, soczysty i świeży! Dopóki jest jeszcze ciepło, nie będę wracac autobusem do domu, bo szkoda takich widoków, jakie są w tym parku. Pustawy, ale wciąż tętni życiem.

I oprócz pewnych ważnych decyzji, których wykonanie określi moją najbliższą, a może i dalszą przyszłośc osobistą, ta jedna spaja we wspólny fundament i determinuje jesienne myśli: naiwnie jak dziecko, wbrew całej śmierci, jaka zaległa we mnie i relacjach ludzkich, a którą jesień opowiada poprzez płacz nieba, desperacko, nielogicznie, bezpodstawnie patrząc na absurdy mojego życia, szaleńczo, po prostu, mimo wszystko ... zaufam mojemu Bogu.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

piękne jest proste

W ostatnim czasie przydarzyło mi się mnóstwo przygód, zdumień i olśnień. Zanim jednak pociągnę ten temat, powiem Wam, że nie jestem Anką, która spija w życiu nektar beztroski. Przeszłam w ostatnim czasie potężny kryzys i w jego kontekście te wszystkie moje małe radości nabierają szczególnego znaczenia. Można być przygniecionym czymś i wciąż pragnąc życia. Moje doświadczenia wywołały we mnie potężne pragnienie, jakiś zew, którego nijak nie chcę ugasic, ponieważ chodzi o samo życie. Bardzo, niemal straszliwie bardzo chce mi się życ, mieć nadzieję, być cierpliwym i zaufac Bogu. To są sprawy, które w obecnym czasie mają dla mnie szczególne znaczenie.

Nie było więc dla mnie niczym pozbawionym sensu to, że w te wakacje znów znalazłam się w miejscu, które kojarzy mi się z potężną opieką Boga, a tej doświadczyłam w pamiętnym Gdańsku będąc wtedy jeszcze niewierzącą osiemnastolatką. O Jego działaniu napisałam w jednym z pierwszych postów na tym blogu. Ponowne znalezienie się na pamiętnej stacji PKS przypomniało mi o Kimś, jakby ten Ktoś chciał powiedziec: „zobacz, wtedy pomogłem Ci, teraz też Ci pomogę. Proszę, zaufaj mi”. Niczego w życiu teraz nie potrzebuję bardziej niż zaufania i cierpliwości do biegu wydarzeń, własnej słabości, cudzych decyzji itd. Cieszę się więc, że Pan Bóg przypomniał mi, że jest, działa i …kocha.

Dalej, niezwykłym momentem było dla mnie golenie głowy. Odbyło się ono w zaskakujących mnie okolicznościach, w które wplótł się wątek przygodowy. A ja tak kocham przygody!

Wiedziałam, że chcę pójść do fryzjera nad morzem, ale zamiast tego idąc drogą wśród straganów zobaczyłam młodego chłopaka, który golił koledze głowę. Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie podeszła do nich i nie zapytała ich, czy mogliby pożyczyc mi maszynkę:).
Chłopaki stanęli dęba, uśmiechnęli się niedowierzająco, ale powitali mnie po chwili z entuzjazmem, a ja usiadłam i znajoma Benia wyżyła się na moich włosach. Czułam w tamtej chwili, że ŻYJĘ!

Płynęłam promem z Helu do Gdyni, i było mi tak spokojnie….

A najpiękniejszy w tej nadmorskiej wyprawie był moment….
Bałtyk szalał, było zimno, wszyscy chodziliśmy w kurtkach, a ja dodatkowo w bluzie i polarze, i o zachodzie słońca poszłam popływac. Najcudowniejsze uczucie, które zdarza mi się tylko nad morzem. Zjednoczenie ze sobą, naturą i światem. Jakbym była naga i dokonywał się cud narodzin. Fantastyczne przeżycie! Dodac do tego moją prawie łysą głowę, której wygląd jest ściśle związany z dokonanymi i dokonującymi się przemianami we mnie...

Wspaniale też mi było móc pływac w jeziorze Nidzkim, w którym śmiało spędziłam dobre godziny. Środek zatoki jeziora, w pobliżu żaglówki, dzikie ptaki, woda, ja i moje modlitwy...

Ostatnio miałam też okazję przebywac na dwóch wsiach. Wiecie, jakie to wspaniałe móc rozmawiac z dobrą koleżanką, której nie widziałam 4 lata, a swoboda tych pogaduch dorównywała starym czasom?
Dobrze mi się rozmawiało z Jej Rodzicami i oczywiście złapałam metafunowy kontakt z dziecmi Asi. Czteroletni Antoś - w ramach tego, że dzieci nieraz chcą coś pokazac gościom (np. lalki, misie, samochody, bajki) - zaprezentował mi … kilka utworów Straussa, które zna na pamięc. Myślałam, że spadnę z krzesła. Nauczyłam się też nowego wyrażenia: „Nie pyskutuj!”:).
I moje zdumienie! We wsi Zduny Nowe oglądałam świnie i szczerze, nawet nie wiedziałam, jakie one potrafią być wielkie! To taki drobny epizod, ale moje radości, to właśnie te drobne fragmenty życia.

A dzisiaj wróciłam z wsi podlaskiej…
Jejku, ale było świetnie! Nieśmiała córeczka moich dobrych znajomych stała się moją pierwszorzędną kumpelką i spędziłyśmy rozkoszne chwile przy zabawie z balonem. No, i oczywiście, poznałam Jej zabawki, więc, rozumiecie – prawdziwa nobilitacja!
Zachwyciłam się urodą drugiej córeczki!

A co najzabawniejsze, miałam okazję brac udział w wiejskim odpuście! Uwierzcie mi, jestem z Ostrołęki, niedużego miasta. Nieraz spędzałam czas na wsi w dzieciństwie. Ale dzisiaj czułam, że ten odpust to totalny kosmos dla mnie, czyli stalam się rasowym wielkomiejskim szczurem! Najpierw zdumiała mnie ogromna ilośc ludzi, którzy przyszli do kościoła. Przybyli do Malowej Góry z kilku wiosek. A kiedy rozpoczęła się dwugodzinna Msza, jak oni ryknęli potężnym, a pewnym swego głosem śpiewając i mówiąc to wszystko, co Eucharystia przewiduje. Takiego głosu tłumu dawno nie słyszałam.
Niech się schowają dominikańscy fani albo wielbiciele kazań ks. Pawlukiewicza w św. Annie.
W Warszawie tłumy, a tłum ryczy w Malowej na Podlasiu.
Ta wiara, to zaufanie do.. księdza, ten przytup serca! To chyba można spotkac już tylko na wsi. Prawdziwe wiejskiej wsi! Moja Małgosia, ukochana koleżanka, dzierżyła wstęgę podczas procesji, a tłum szedł i końca jego nie było widac. A te kobiety w strojach ludowych! Ach, tu w Warszawie, gdzież by spotkac te czerwone korale, te ozdobne chusty, te buty wiązane? Chyba tylko w Muzeum Etnograficznym.
A potem jak myśmy się wszyscy rzucili na stragany z jedzeniem!:) Wszystkie wioski napełniły w sierpniowym i dusznym upale, pod palącym słońcem, wygłodniałe żołądki.

Naturalnie, znowu kogoś poznałam, bo zaczepiłam:). Cudowne „Leśnianki” – zespół ludowy - w takich pięknych strojach, że nie mogłam powstrzymac swojego zachwytu i go centralnie wyraziłam zdobywając w ten sposób serdeczne koleżanki na chwilę, niepowtarzalną dodam. Jadłam, piłam, tłum się przepychał, a mimo to czuc było pogodny nastrój tych ludzi i dobrą atmosferę całego wydarzenia. Odbył się konkurs, który zorganizował… KRUS, pytania były… gatunku rolnego, a uczestników było wielu. Zespoły śpiewały na scenie, a naprzeciwko niej sprawnie funkcjonowały stragany z potężną ilością „obciachowych” przedmiotów, z których jeden (w tajemnicy Wam powiem) zakupiłam:).
Moja zaczepnośc nie miała końca, więc dorwałam jakąś panią straganiarkę i poprosiłam, żeby mi pokazała, jak zawiązała chustę, którą tego dnia miała na głowie. Pani, lekko skonsternowana prośbą o usługę, za którą nie przysługiwał zwyczajny zysk, dokonała namaszczonej prezentacji, która została nagrodzona zyskiem odpustowym, to znaczy uszczęśliwiła mieszczkę niekumatą w temacie „chusty i 100 lat parafii wiejskiej” i usłyszała ekstatyczne, nieco omszałe ze szczęścia parafialne słowo: „dziękuję” *.

Zakochałam się ponadto w urodzie pewnej młodej kobiety i nie mogłam oderwac oczu od jej zniewalającego uśmiechu.

A na koniec popatrzyłam na tych wszystkich ludzi i dotknęłam jakiejś niezwykłej radości płynącej od nich. Ktoś tańczył, ktoś inny grał, a kto inny jadł przepyszne pierogi. Czyż to nie fantastyczne?

Całości dopełnił fakt, że byłam u ludzi, których gościnnośc, skromnośc, dobroc i szczerośc postępowania są dla mnie piękną przygodą znajomości i choc życie mamy inne od siebie nawzajem, to jednak jakiś duch nas połączył i tak zwyczajnie, po ludzku i Bożemu, towarzyszymy sobie. Tu, w Kijowcu, zawsze czułam się, jak w domu. Jak ktoś, na kogo się czeka.

Dziękuję Ci Gosiu, Zbyszku, Martynko i Karolinko!
Niech Wam Pan Bóg na tym Podlasiu z całą mocą błogosławi!

fAnka Waszego domu



* efcharisto

poniedziałek, 12 lipca 2010

Ulubione słowa

ASERTYWNOSC– umiejętne egzekwowanie szacunku dla swoich potrzeb, granic itp. Z zachowaniem szacunku dla drugiej strony (osoby/osób)

BYC – osadzonym w sobie, istniec świadomie, życ

BÓG - ……………………………………………………………………………………………………………………….

BIZNES – takie fruwające (jeszcze sobie) żelazne zwierzątko

DETERMINACJA – w osiąganiu celu

EMPATIA – dar ubogacający, źródło zaufania, przyjaźni, rozumienia siebie i innych, często jednak kanał przepływu bólu

EMOCJE – „za pan brat”

GRANICE – wyznaczające normy postępowania, mówienia, słuchania umożliwiające prawidłowe funkcjonowanie

GODNOSC – najcenniejsza sprawa w moim życiu

HARMONIA – kiedy Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na swoim miejscu

INSPIRACJA – każdym szczegółem życia, samym sobą, innymi

INTRYGUJĄCA – tak nazwała mnie osoba - moja doulla - która towarzyszyła mi w moim rozwoju

JEST, JESTEM, JESTES - kojące poczucie bezpieczeństwa

JEZUS – ……………………………………………………………………………………………………………………………..

JAN PAWEL II – czuwa nade mną; bezpieczeństwo i siła

KOBIETA – każde słowo opisujące będzie ograniczeniem, zamknięciem w ramy, które nie istnieją

KOCHAC – z zachowaniem właściwie ustalonych granic wszystkiego

MOTYWACJA – motor wszelkich transformacji

MĄDROSC – daje dużo wewnętrznego spokoju przy podejmowaniu decyzji

MARYJA – czasami tylko Jej mogę się wykrzyczec, wypłakac,

NADZIEJA – ziarno nie do zgryzienia

NIEZALEŻNOSC – jedna z wiodących cech

OSOBOWOSC – przyznaję: nie zaprzeczę

PRZESTRZEŃ – konieczna do życia

PASJA – tak jeszcze nie zaczęłam życ, ale widzę światło w tunelu

ROZWAGA – niezwykle cenna

ROZUM – filtr dla wiadomości przesyłanych przez emocje; źródło poznania

SZACUNEK – wartośc, którą w życiu w praktyce cenię chyba najwyżej

SERCE – przebite ze znamionami zmartwychwstania, jest dla mnie nadzieja

STRATEGIA – nie jestem strategiem (jak sięgnąc rozumem), ale wywołuje we mnie przyjemne mrowienie ducha

SPRAWY – małe, proste czynią moje życie sensownym

WIERNOSC – źródło bezpieczeństwa, jeśli chodzi o samego siebie, Boze Miłosierdzie, dobre relacje, ustalone cele

WOLNOSC – wybieram, wybierasz, wybieramy, wybieracie, wybierają; czasem niestety wybiera się niewolę, co z gruntu pozbawia nas wolności; to słowo przerasta mnie

poniedziałek, 3 maja 2010

Moje ostatnie zdumienia, zachwyty i uwielbienia

SANGHWI

Sanghwi z Korei ma około 3 lat. Nazywa siebie lwem. Nie znosi całowania z innymi chłopcami. Non stop okazuje swą siłę wobec innych. Stanowczo się sprzeciwia. Nawet kiedy po chwili ustąpi silniejszemu, walczy do końca. Niczego się nie boi, nawet wielu godzin spędzonych bez mamy. Jest odważny. Śpiewa najgłośniej. Mały mężczyzna.


ALLEGRA

Uśmiech i urok. Delikatność. Kruchość. Wytrwałość w pracach plastycznych (daną pracę doprowadza do końca). Cudowne 3 lata w małej Australijce.


MAŁGOSIA

Moja Bratanica. Kobiecość w pełni rozkwitu. Sprawny język. Właściwie na jeden temat: zobacz, jaka jestem piękna. Zauważy każdy atrybut kobiecości. Fascynuje się szpilkami, kolczykami, wisiorkami, bransoletkami. Stawiam na dwa warianty: będzie wielkim mówcą albo stylistką. Jestem pełna uwielbienia dla Niej. Dostrzegam w Małgosi samą siebie i głębokie tęsknoty każdej kobiety: pragnienie bycia ściganą przez podziw dla każdego aspektu jej pięknej kobiecości.


ZENEK

Mój Brat. Łączy nas więcej, niż mogłam przypuszczać. A ostatnio fascynuje mnie nasze podobne poczucie humoru, takie które innych oburza swoim mocnym przekazem słownym lub sytuacyjnym, a nas relaksuje.


PAWEŁ

Brat Magdy, mojej Bratowej. Kiedy tylko spojrzę na Niego, ogarnia mnie atak śmiechu. Nieprzeciętny talent komiczny. Cudownie patrzeć, jak rozbraja swoimi tekstami własnych Rodziców.


MAGDA

Moja Bratowa. Odważnie zabrała się za dyrygenturę. Zjednoczyła ludzi, którzy chcą przy niej śpiewać. Ciepło serca. Życzliwa. Szczera.

MAMA

Kobieta nieprzeciętna. Wie, czego chce. Kreatywna. Uparta w dążeniu do celu. Słucha swoich pragnień. W Niej również dostrzegam siebie. Kocham Ją, choć jestem wobec niej bardzo niezależna. Zupełnie, jak moja Mama wobec swoich Rodziców. Dziadkowie zaplanowali Jej zawodowe życie (szkoda pisać, jak mało ambitne, jak na aspiracje Mirusi), a Mama przychodzi pewnego dnia i informuje: „kupcie mi skrzypce, dostałam się do szkoły pedagogicznej i tam będą zajęcia instrumentalne”. Naturalnie Mama szkołę skończyła i została wybitnym fachowcem w swojej dziedzinie. Mama modliła się, żeby mnie w niczym nie ograniczać, co będzie dotyczyło mojej drogi. Przyznam, że bardziej szanującej niezależność własnej córki (przy wymaganiu podstawowych wartości, jak szacunek czy prawda) od mojej Mamy nie spotkałam. Może z wyjątkiem Mamy mojej Przyjaciółki. Mama jest po mojej stronie. Czuję, jak Ona mnie kocha, nawet kiedy nie jest między nami miło.

TATA

Człowiek pogody ducha. Radość z małych rzeczy. Nie zazdrości. Cieszy się z sukcesu innych. Ma ogromny talent twórczo- językowy. Wrażliwy. Wiele po Nim w tych tematach odziedziczyłam.


CHÓR

Moja miłość. Choć chcę śpiewać więcej i również nieklasycznie, ten chór jest elementem mojego szczęścia.


WIOSNA

Najbardziej raduje mnie świeże powietrze. Oddycham głębiej. I czuję się szczęśliwa idąc po Łazienkach po pracy i mogąc odsłonić swoje ciało. Stukam obcasami po twardym chodniku i powiewam rozpiętym płaszczem. Ludziom patrzę prosto w oczy. Słucham ptaki. Śpiewam.


ILONKA

Dziś podczas chrztu swojej córeczki tak cudownie Ją przytulała. Potem przytuliła się do męża. Tak się cieszyłam ze szczęścia mojej Przyjaciółki.


IZA

Najbardziej pyszny szpinak z makaronem i spaghetti. Rozmowy bez końca. Prawda. Zaufanie. Wierność. Troska.

INDIA ARIE

Cudowna muzyka. Głos. Radość z życia. Radość z prostych rzeczy. Bardzo kobieca. Chyba nikt się nie zdziwi, dlaczego tak bardzo Ją lubię.


MOJE ŚWIECE I ZAPACH WANILIOWY W DOMU

W moim domu panuje wyjątkowy klimat. Lubię nimi uszczęśliwiać siebie.

MOJE KWIATY

Maniuś, Waluś, Antoni, Czesiu Almudena, Gienia, Almudena, Penis – nieba bym im uchyliła, żeby rosło im się tak dobrze, jak mnie się dobrze śpiewa.


WSPOMNIENIE KAROLA, Z KTÓRYM KIEDYŚ BYŁAM

Ciepłe. Pełne wdzięczności za Jego prawdę, szacunek i troskę w stosunku do mnie, odwagę, wrażliwosc i uczciwość. Wdzięczność z zaszczepionej przez Niego we mnie tęsknoty za patriotyzmem, która odzywa się w różnych narodowych momentach. Radość, że między nami był Bóg, co pozwala kochać tak, że chcę, żeby był szczęśliwy z kobietą, którą chce poślubić. Wspomnienie Przyjaciela.

DABY TOURE I KEZIAH JONES

Tęsknota. Pasja. Namiętność. Radość. Wszystko wyrażone w Ich muzyce.


SARAH

Ulubiona Angielka w mojej pracy. Młoda. Niewyparzony język. Wyrazista. Krucho –silna. Autentyczna. Bardzo otwarta i szczera. Obdarza mnie nieprzeciętnym zaufaniem. Mówi tak, że doskonale rozumiem Jej angielski. Od razu wiedziałam, że polubię Tego wrażliwego Zołzena*. Jesteśmy wraz ze swoimi historiami, temperamentem i charakterami podobne do siebie. Wchodzę do staff roomu, patrzę na Sarę i mówię z wyrazem oburzenia: „o, nie, to znowu Ty” i wiem, że Ona mnie uwielbia. Że się tak wyrażę: vice versa.

AGNIESZKA

Kolejny Zołzen* z mojej pracy, wrażliwy jak maćków kot. Chyba uwielbiam takie Typy. Skryta fotografka, ciuchowa artystka. Bardzo lubię z Nią przebywać i wzajemnie się nabijać.


EWA

Człowiek. Pełnia życia. Wyrazista. Wrażliwa. Zołza*. Spełniająca się kobieta, dodam że na wielu płaszczyznach. Kocham Ją.


JA

Chcę być tylko sobą. Boli mnie tyle spraw, jestem tak bardzo wrażliwa, że krzyczę nieraz do Boga, żeby mnie już zabrał, po czym stwierdzam, że tak bardzo kocham swoje życie i to, kim jestem, i co jest piękne i prawdziwe we mnie, i że straszliwie chce mi się w życiu kochać, cieszyć i dzielić sobą z innymi i że inni, i świat w sumie są piękni i chcę chłonąć to wszystko, że wstaję z mojego etatowego łóżka, biorę prysznic, zmywam naczynia i znów zaczynam śpiewać, i uśmiechać się. Oceniam to, jako wielką siłę i chęć do życia. Poza tym, lubię to, że jestem całkiem autentyczna, chociaż oznacza to czasem kolejne zdumienie mojej Mamy i niektórych Przyjaciół: co Ona znowu wymyśliła. A na dzień dzisiejszy w raz z pierwszym dniem wakacji idę do fryzjera i golę głowę na zapałkę. :)

Niniejszym zakończę wywody Anki Skakanki, co swój sklep dla ludzi zawsze ma otwarty! :)





* Zołza (Zołzen) – kobieta, która nie da sobie dmuchać w kaszę. Wrażliwa na ludzki los szanuje siebie i wyraża to w paru krótkich, treściwych słowach. Słowa te osiągają zamierzony skutek. Zołza (Zołzen) jest szanowana i przez inne Zołzy (Zołzeny) lubiana.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

o życiu

Poniższa refleksja rodziła się podczas wielogodzinnego czekania w kolejce do Pałacu po to, żeby pożegnac Parę Prezydencką. Jest również, a może przede wszystkim zapisem osobistych, niełatwych przezyc, których owocem są te mysli...






Jest coś szczególnego w czekaniu
Bóg w swojej mądrości nie odsłania przed nami całej prawdy o sprawie, którą nam przyjdzie przyjąc

Najpierw powstaje pomysł
Ożywiona entuzjazmem staję w kolejce
Po miłośc
Pracę
(uzupełnij dane)

Jak inni, którzy stoją przede mną
I ci, którzy stoją za mną
Wszyscy czekamy
na coś
na kogoś

Z początku moją siłą jest entuzjazm
I podjęte postanowienie osiągnięcia celu
I przyjaciel, który stoi obok

Z czasem moje nogi słabną
Zaczynam marznąc i odczuwac głód
Bo nie wiedziałam, że czekanie może wymagac tyle wysiłku
I zaczęłam czekac nieprzygotowana do osiągnięcia celu

Mimo to wciąż wierzę, że warto czekac i w ogóle ruszyc w drogę, bo
Nigdy nie jesteśmy na nic ważnego przygotowani

Ani na małżeństwo
Ani na rodzicielstwo
Ani na wymagania, jakie stawiaja relacje i praca
Ani na śmierc

A mimo to podążamy ku nim, bo taki jest sens życia
Żeby iśc i korzystac z niego

Poza tym obok mnie jest przyjaciel

Więc czekam i wolno posuwam się naprzód
Zbliżając się do celu

Godziny czekania sprawiają, że mój entuzjazm wygasa
I to bezpowrotnie
Przyjaciel odchodzi na długą chwilę, bo sam marznie w mojej drodze
I muszę towarzyszyc sobie sama

Zaczyna się walka
Boli całe ciało
Ogarnia mnie zwątpienie
Tak podłe, że zaczynam marzyc o rezygnacji z celu

Po co miałabym czekac tyle godzin, żeby przez pięc minut cieszyc się tym, co chciałam osiągnąc?
Wokoło inni szemrzą, jak ja albo śmieją się, bo właśnie wrocili do kolejki wypoczęci, podczas gdy ktoś inny stał za nich

Kto?
Jezus?

Za mnie nikt nie stoi, a mimo zwątpień czuję, że nie mogę się już cofnąc, bo wtedy wszystko będzie bez sensu
Ani koszmar bolesnego czekania
Ani rezygnacja z niego

Wrócic teraz do domu, to jak nigdy z niego nie wychodzic

Stoję więc i ryczę
Bo nawet dusza mnie boli
A ten ból jest najtrudniejszy

W momencie najgłębszej zapaści
Wraca mój przyjaciel
I zostaje ze mną

Teraz w czekaniu liczy się
Już tylko wiernośc
Własnemu postanowieniu
I siła, jaką otrzymuję od przyjaciela

Straciłam cel z oczu
Ale w bezsilności i bólu rodzi się
Moja wielkośc
I tajemnicza radośc
Której źródła nie rozumiem
Ale dzielę się nią z innymi
Z którymi zaczyna mnie łączyc współczucie
I wspólny chleb
Z którymi oczuwam
Bliskośc

W końcu zaczynam być blisko celu
I wiernośc przybiera na sile

Bez entuzjazmu
Ale z wewnętrznym „tak”
Wchodzę wreszcie do Sali
W której na początku drogi chciałam ujrzec swój cel
Ale zamiast tego
Kłaniam się przed śmiercią

Podczas tej powolnej drogi
Umarło we mnie wszystko
Co było wyobrażeniem celu
Krnąbrną chęcią posiadania go
I kształtowania go po swojemu
Zostało złożone w trumnie
W Sali moich marzeń

Ale ktoś kazał mi szybko powstac z klęczek
I wyjśc stamtąd


Wyszłam na dziedziniec
A przy otwartej bramie
Stało
Patrzące na mnie
Życie
Na które, nie mając świadomości tego, czego naprawdę potrzebuję
Poorana bólem i zmęczeniem
Cały czas czekałam





Gdyby Bóg odsłonił przede mną całą prawdę o sprawie
którą zechciał mi dac
nigdy nie wyruszyłabym w drogę
uczynił sensownymi moje pomyłki w obieranych celach
po to
żebym z własnej woli zbliżała się do tego,
co naprawdę jest ważne

piątek, 9 kwietnia 2010

Małe Sprawy







Patrzę na siebie po drugiej stronie lustra,
Gdzie piękna dziewczyna ma uśmiech wciąż na ustach.

Skąd ja mam tą radośc?
Nigdy nie mam jej dośc.
Skąd ja mam tą radośc w sobie?
Tyle jej w jednej osobie.
Skąd ją mam?

Patrzę na ludzi przyjaźnie i z zachwytem
Znajdując w nich skarby schowane i odkryte.

Skąd ja mam tą radośc?
Nigdy nie mam jej dośc.
Skąd ja mam tą radośc w sobie?
Tyle jej w jednej osobie.
Skąd ją mam?

Słucham muzyki i drę się na cały głos
I tańczę namiętnie.
Poruszam cały kosmos.

Skąd ja mam tą radośc?
Nigdy nie mam jej dośc.
Skąd ja mam tą radośc w sobie?
Tyle jej w jednej osobie.
Skąd ją mam?

W pracy żartuję, mam opinię jajcary,
A dzieci przyciągam – czy to są jakieś czary?

Skąd ja mam tą radośc?
Nigdy nie mam jej dośc.
Skąd ja mam tą radośc w sobie?
Tyle jej w jednej osobie.
Skąd ją mam?

Lubię w Warszawie przemieszczac się na pieszo
I spędzac czas w knajpach, które mnie bardzo cieszą.

Skąd ja mam tą radośc?
Nigdy nie mam jej dośc.
Skąd ja mam tą radośc w sobie?
Tyle jej w jednej osobie.
Skąd ją mam?

Zwiedzam dalekie i całkiem bliskie strony,
Ogarniam podziwem ten cały świat stworzony.

Skąd ja mam tą radośc?
Nigdy nie mam jej dośc.
Skąd ja mam tą radośc w sobie?
Tyle jej w jednej osobie.
Skąd ją mam?

Wiedząc, że jestem tu przecież tylko chwilę,
Dziękuję wciąż Bogu za tylko i aż tyle.

Skąd ja mam tą radośc?
Nigdy nie mam jej dośc.
Skąd ja mam tą radośc w sobie?
Tyle jej w jednej osobie.

Skąd ją mam?




(2010.04.06/09.Warszawa)

piątek, 19 marca 2010

Kiedy progesteron dochodzi do głosu...

Potrzebuję wyciszenia,
Wejścia w kontakt z samą sobą
Z dala od złego spojrzenia
I tematów, które bolą.

Jestem rozpulchnioną glebą,
Zjednoczoną ze swym ciałem,
Oczekującą nadzieją,
Żywym miłości rozdziałem.

Zanurzona w samej sobie
Nie smakuję spraw zewnętrznych.
Poza „kocham” nic nie robię.
Nie chcę chłonąc dziś tysięcznych

Niepotrzebnych małych zdarzeń.
Dziś świętuję czas ze sobą.
Nie mam nawet wielkich marzeń.
W pełni cieszę się pogodą

Ducha pięknej kobiecości,
Która kwitnie wyjątkowo
I jest darem dla ludzkości
Na zroszenie krwią gotową.



(2010.03.14/18.Warszawa)

sobota, 13 marca 2010

No, co Ty tam, Laskosiu wielebna, lubisz?

Lubię…

… naturę. Uspokajam się, kiedy jestem w żywiole przyrody. Odczuwam jedność swojego ciała i ducha, kiedy patrzę, dotykam, słyszę, wącham i czuję…

… zbierać kamienie. Od dzieciństwa, wiernie je gromadzę.

… morze. Tam czuję, że naprawdę żyję i że jestem szczęśliwa. Potrzebuję się czasem zatrzymać.

…. góry. Przekraczam samą siebie zmagając się z nimi.

… podróżować. Moje życie ma dla mnie sens, kiedy jestem w drodze.

… pływać. Czekam na chwilę, kiedy zrobię to nago.

… spacerować i szybko chodzić. Pasjami odbywam kilometry na pieszo. Aktualnie po dzielnicach warszawskich.

… robić zdjęcia. Porządkuję w ten sposób swój mikroświat. Utrwalam moje małe i wielkie zdumienia.

… pisać. Uspokajam się, kiedy wydobywam z siebie słowo. Żyje mi się ciekawiej, kiedy kreuję.

… ubierać się. Z wyłączeniem lekkich kompromisów związanych z pracą (która pozwala mi na kreatywność w niewielkiej dozie ograniczeń) słucham w tym względzie siebie.

… muzykę. Milczenie w tym temacie przedstawia ogrom sprawy.

… kawiarnie, restauracje, dyskoteki, puby. Wszystkie te miejsca, gdzie fajnie spędzam czas z przyjaciółmi i znajomymi.

… zwracać uwagę na szczegóły. Fantastycznie urządza mi się pokój, którego brzydotę zamieniam na piękną jaskinię (każdy przedmiot jest wyjątkowy w swym zaistnieniu w mojej przestrzeni i położeniu). Jakieś graffiti na murze, czyjeś ubranie, spojrzenie, jakieś szczególne słowo, jakaś część ciała, rys osobowości. Fascynują…

… czytać. Ostatnio właśnie o różnych szczegółach.

… tańczyć. Szalenie, namiętnie, jak chcę.

… oglądać filmy. I chłonąc miłość, przyjaźń, determinację, wiarę, ciekawe, różne szczegóły

… jeździć samochodem. Czuje się bezpiecznie i jak pan, i władca. Oprócz tego szpanerka i lansiara od czarnej muzy i bez kasy na własne kluczyki.

… grać, pozować przed obiektywem…wychodzi najlepiej przed nieznanymi mi osobami.

… chodzić do muzeum, galerii, kina i tym podobne,i niepodobne szczegóły artystycznego wyrazu myśli i emocji.

… gotować. Gotuję dobrze, ale wciąż niewielką ilość potraw.

… chwalić siebie i innych ludzi. Jest za co, wielce Obdarowani.

… słuchać. Empatycznie rozumiem emocje i motywy podejmowanych decyzji.

… mówić. Na argumenty, a czasem po prostu czymś się zachwycić lub zasmucić.

… ludzi. Kawał fascynacji i życiowej radości.

… moich Rodziców, moich Braci, moje Bratowe, moich Bratanków. Fajowsko mieć ciekawych i bliskich sercu...

… moich Przyjaciół. Przygoda miłości.

… moich Znajomych. Przygoda znajomości.

… siebie. Z wyjątkiem i bez wyjątku. Jaka jestem. Ciekawa, fajna, seksowna, ładna, wkurzająca, wrażliwa, łagodna, ostra, silna, słaba, wyrazista, z poczuciem humoru, a czasem krzywdy, wierna, niezależna, niestała, a czasem konsekwentna do bólu, porywcza, rozważna, niecierpliwa, ufająca, nieufna, kochliwa, nie dająca się ujarzmić, zmęczona, pełna energii, pyszna, z poczuciem, że nie ma nic od siebie, wszystko dostaje od Boga.

… spać, jeść, brać prysznic.

… zaczepiać ludzi i być zaczepianą (w granicach wewnętrznej normy).

… zwierzęta i rośliny. No, przecie biologię studiowałam, co nie?

… być spontaniczną. Czasem odbija mi na Maksa.

… coś przemyśleć. Grozi przeginką w drugą stronę.

… nic nie robić.

…robić coś, być w ruchu.

… chwile samotności i przebywać z ludźmi.

… zieloną herbatę, kawę ze Starbuck’sa, wafle orzechowe, jogurt kawowy, wodę i mleko.

… różne kolory, różne wzory.

.. zapach gardenii jaśminowej, perfum jaśminowych, waniliowych, zapach piżma.

.. lubię kremy bardziej niż zapachy na sobie.

… miasta. Niezmiennie: Ostrołęka, Nowy York, Asyż, Rzym, Kraków, coraz bardziej Warszawa.

.. wsie. A najbardziej te, gdzie jest mi, jak w domu.

…Wezuwiusz, bo się na niego wspięłam i zakosiłam kilka okruchów fascynująco pięknej lawy.

… swoje pochodzenie. Jestem dumną, upartą i dziką Kurpianką. Mam silne poczucie własnej wartości i słychać mnie, nawet kiedy jestem cicho. Po Tacie zalatuje Mazowsze, ale to tylko przybija gwóźdź do trumny.

… swoje nazwisko. Masakrycznie zalatuje śmierdzącą dumą.

… swoje imię. Po prostu dar…

… chwile własnej słabości, niemocy i poczucia, że jestem do kitu. Wtedy rządzi Pan Bóg, a Anka Laskowska niech się chowa. Oczywiście, jako hedonistka powiem, że lubię te chwile po krzyku i bólu i dopiero po fakcie widzę, że było warto wyrywać spróchniałego zęba.

… śmiać się i żartować. Polecam nabijanie się z siebie.

… pewne Staruszki i poznane dotychczas Dzieci. Mogę kochać ich słabość, kochać słabość w sobie, a nawet sypnie mi się za to grosz i cenciak jaki.

… intymność. Na wielu płaszczyznach.

… okazywać swoje prawdziwe uczucia, poglądy, wątpliwości, przemyślenia. Zawsze to uczciwiej, choć niekoniecznie łatwiej.

… lubię inne takie, tylko niekoniecznie chciały się przypomnieć.



Pozdrawiam z Laskowskiej Planety.


Anneusz Laskowszczyc. Robot Kobiecosz Original.

czwartek, 11 marca 2010

ambasador piękna








Dawno nie pisałam o sobie wprost.
Każdy poprzedni wpis wyrażał mnie, ale teraz nadeszła pora, żeby wypowiedziec się w bezpośredni sposób.


Wiele razy zastanawiałam się, po co tu jestem i jaki mam cel w życiu. Do tej pory szukam odpowiedzi na te pytania. A jednak udało mi się najpierw samej, a potem dzięki zwierciadłu pewnej osoby dotrzec do pewnego korzenia w sobie i nazwac go.
Jestem przykładem osoby, która na fali zniszczeń serca i specjalnie dla niej przygotowanych talentów rozkwita wraz z upływem czasu, coraz bardziej pięknieje i zachwyca innych.

Szczegół, że moje zachowanie potrafi rozdrażnic nawet najbardziej cierpliwego, ale nikt nie zaprzeczy, że zmieniłam się, zmieniam nadal i zdumiewam czymś wielkim.

Obserwując siebie przez lata odnalazłam cząstkę miejsca dla siebie w tym świecie i czasem trudno mi uwierzyc, a częściej bardzo się cieszę, że jestem wysłannikiem piękna i posyłam je dalej.

Jeszcze pracując w kwiaciarni kilka lat temu powiedziałam sobie, że przebywając wśród kwiatów i ludzi, przebywam wśród piękna, tworzę je na nowo (bukiety) i dzielę się z innymi sprawiając im i sobie radośc. Zawsze cieszyły mnie małe, proste sprawy, więc mimo że miałam inne marzenia o tym, co chciałabym robic w życiu, odczuwałam tę cząstkę spełnienia, bycia u siebie, kiedy tworzyłam jakąś kompozycję kwiatową, którą najpierw sama się cieszylam, a potem mnożyłam radośc wręczając komuś. Kiedy przez chwilę pomagałam koleżance w promocji jej firmy związanej kreacją wizerunku czułam się jeszcze bardziej bliżej swojej życiowej misji. Pomagac kobiecie dostrzec jej własne piękno, jakże to cieszy.

W rzeczy samej ten temat jest jednak dużo bardziej obszerny i fascynujący. W zakresie swoich talentów obdarzona jestem otwartym umysłem i sercem na wszystko w sobie, w innych osobach i w świecie, co napawa jakimś cudownym zdumieniem, ponieważ jest jedyne, niepowtarzalne i wyjątkowe. Mimo realnego cierpienia, moje życie przedstawia nieustanny ciąg zachwytów, wzruszeń i uwielbień dla unikatowości tego, co obserwuję, słyszę, smakuję, dotykam, wącham i czuję.

Pamiętam, kiedy klęcząc przed obrazem Maryi w kościele św. Patryka w Nowym Yorku, powiedziałam sobie, że jestem ambasadorem piękna. W gruncie rzeczy jestem ambasadorem zdumień nad, mimo wszystko, pięknym światem. Światem Boga, ludzi, zjawisk i rzeczy.

I mam nadzieję, tę moją misję wyrażac, między innymi, pisząc ten blog.

Oczywiste jest, że nie piszę go wyłącznie dla siebie. Cieszę się z każdych komentarzy, bo wiadomo, że chcę być zauważana i czytana, ale jeszcze bardziej cieszę się, kiedy ktoś dzięki mojemu pisaniu popatrzy na siebie, innych i świat choc trochę bardziej oczarowanym miłością spojrzeniem.

poniedziałek, 22 lutego 2010

światłośc w ciemności świeci

Była sobie kobieta.
Wysoka albo niska. Szczupła albo gruba. O pięknym albo zwyczajnym uśmiechu. Z okularami na nosie albo bez. Lubiła parskac śmiechem albo tłumic go za zasłoną ust. Jadła w ogromnych ilościach albo stosowała dietę.
Była kobietą.
I miała kompleks.
Właściwie było to ograniczenie. Brak możliwości. Ułomnośc. Defekt.
Nie mogła mówic.
Owszem, była sprawna umysłowo. Stosowała mowę ciała. Pisała. Ale nie potrafiła wydobyc z siebie głosu.
Kobieta. Cisza.
Cierpiała.
Każdy, kogo znała, mógł wyrazic siebie, swoje myśli i emocje poprzez słowo. Każdy, kogo znała, otrzymał prawo krzyknięcia, zawołania, głośnego śmiania się, opowiadania o…, zapytania o…, płaczu o każdym natężeniu dźwięku.
Język kobiety nie działał.
Nie mogła powiedziec: kocham, chcę, lubię, boję się, jestem zazdrosna o…
Niektórzy ludzie bali się nawiązac kontakt z milczącą kobietą. Bali się ciszy, nie chcieli podjąc wysiłku dialogu, który polegał na czytaniu z kartki słów kobiety albo na nauce języka migowego. Tłumaczyli sobie, że przebywając z niemową litowaliby się nad nią i unikali spotkań.
Przez myśl nie przeszło im, że w ten sposób ranili kobietę.
Była upokorzona. Odizolowana. W duchu krwawiąca.
Musiała wciąż prosić kogoś o pomoc. Przełamywała lęk przed odrzuceniem. Zmuszała się do zależności od innych.
Telefon do hydraulika, banku, serwisu samochodowego. Zawsze ktoś dzwonił w imieniu kobiety.
Z reguły ludzie sprawdzali ją i wystawiali na próbę zanim obdarzyli ją zaufaniem. Bolała bezsilnośc i poczucie odtrącenia, ale cieszył fakt powoli kwitnących przyjaźni z garstką tych, którzy byli wytrwali.

Całe to upokorzenie zmusiło kobietę do konfrontacji ze sobą i własnym kalectwem.
Kim jestem?
Kto ustalił granice normalności?
Co mogę zrobic z tym, co mam i czego nie mam?
Jakie, przy całej traumie milczenia i bycia osobno, są moje możliwości?

„(…) ciemnośc zamieniac w jasnośc” [E. Stordahl].

Zaczęła się modlic.

Dziękowała Bogu za wszystko, zwłaszcza za ból. Prosiła, żeby przemienił brak głosu w coś wielkiego, a żal i bunt w przebaczenie tym, przez których płakała.
Stopniowo uświadomiła sobie, że za jej życiową siłą stoi mama, która zawsze w nią wierzyła i traktowała tak samo normalnie jak pozostałe rodzeństwo. Posyłała do szkół, a nie na indywidualne nauczanie, na kursy tańca, pisania i pantomimy. Dostrzegła, że przyjaciele bardzo ją wspierają w jej codziennych zmaganiach. Przypomniała sobie chwile, kiedy ktoś dotykiem i życzliwym spojrzeniem podniósł ją na duchu. Ktoś pokrzepił kobietę … bez słowa. Powoli przypomniała sobie, że oprócz braku mowy otrzymała w darze morze talentów. Najbardziej zdumiała się, kiedy uświadomiła sobie, że zna się na komunikacji międzyludzkiej i jej teatralne wystąpienia oraz pisanie znalazły lojalnych i wiernych odbiorców.
W pantomimie i pisaniu dostrzegła szansę na życiowy sukces i jako drogę zawodową wybrała zawód prelegenta. Wraz z przyjaciółmi przygotowała treśc humorystycznej prezentacji o zmaganiach osoby niepełnosprawnej w codziennym życiu. Koleżanka czytała napisany przez kobietę tekst, podczas gdy bohaterka wykonywała sprzężone z nim pantomimiczne gesty.

Początkowo występowała w parafiach. Szybko dostrzeżono talent kobiety i stała się cenionym w kraju „mówcą”, rzecznikiem mniej sprawnych.. występującym na scenach, salach konferencyjnych, spotkaniach organizacji charytatywnych i wielkich korporacji.

Po latach zauważyła, że jest wolna od żalu i izolacji. Dostrzegła ogrom wykorzystanych pozornych niemożliwości i stwierdziła, że jest szczęśliwa.

poniedziałek, 8 lutego 2010

sty, 2010

Spojrzałam na kobietę

Ona spojrzała na mnie

Najpiękniejsze oczy

Jakie widziałam

Zakochałam się w nich

Uśmiechnęłam się

Ona odwzajemniła uśmiech

Podeszła do mnie

Podała mi rękę i

powiedziała

Życzę Ci wszystkiego dobrego. Lubię takich ludzi.

wtorek, 26 stycznia 2010

kij w oko dziadkowi mrozowi

Mróz jak słoń – malarz malował bajkami
I bawił się z wiatrem jak tytoń z fajkami.
Skrzypiący na szybie wzorował obrazy,
Chuchaniem swym chłodnym utrwalał pokazy:

Tu młoda dziewczyna na wiosnę pachnąca,
Tam chłopak się chłodzi przy piwie z gorąca,
A obok pies mały i kaczki na wodzie,
I cud rozkwitania szaleństwa w przyrodzie.

Tam bączek bzyczący, tu wiewiórka mała
Piszcząca, by mama orzecha jej dała.
Swą nogę prostuje płowy konik polny.
Gdzieś w trawie wędruje żółw mądry, a wolny.

Słonecznik wystawia swą tarczę do słońca,
A żaby plotkują rechocząc bez końca.
Czereśnia się stroi, dąb liścmi szeleści.
Jaskółki latają ogłaszając wieści

Że mrozy minęły i znowu jest wiosna.
Najbardziej z obecnych jest szczęśliwa sosna.
Woń rzuca żywiczną na wszystkich w tej scenie.
„Wiosna – wdzięczny temat, w mej twórczej ocenie”-

- wychuchał mróz malarz bawiący się z wiatrem –
- „a teraz pofikam i wszystkich Was natrę”.





(2009.01.06.Ostroleka)

TYTUL -DZIĘKI UPRZEJMOSCI KATARZYNY BIALOBRZESKIEJ

niedziela, 24 stycznia 2010

zranienie

Weszła na parkiet w czarnej sukience
Kobieta, wulkan, namiętność, siła,
Której mężczyźni pragnęli wielce
(ci zwłaszcza, których miłością była).

Samotna, głodna dotyku męskości
Objawia piękno swojego ciała.
Wyraża ruchem dar kobiecości.
W tańcu Jej dusza rozkwita cała.

Szalone gesty, odważne kroki,
Ekstaza rytmu, improwizacji.
Rozpuszczone włosy tworzą widoki
Wiatru i potu szczęśliwej wibracji.

Dusza Jej z ciałem wciąż pragną męskiego
Poprowadzenia na tanecznym stole,
Lecz na tej sali nie ma odważnego.
Wszystkich obleciał tchórz. W Jej żywiole

Patrzą na siebie jak na małych chłopców,
Którym daleko do tej kobiecości.
Hamują w sobie instynkty łowców
Jednym kompleksem braku męskości.

I choc pożądań odczuwają chwile
Marząc o dotknięciu czarnej sukienki,
Myślą fatalnie i tracą na sile
Burząc nadzieje spragnionej panienki.

Wulkan kobiecości zaczyna słabnąc
(choc kocha taniec, nie chce być sama).
Również entuzjazm zaczyna gasnąc.
Szansa spotkania jest zmarnowana.

Nikt nie dostrzega jej wielkiego smutku,
Który już wkradł się do duszy tej Małej.
Próbuje czuc się kobieco. Bez skutku.
Przerywa taniec. Ucieka. A dalej

Nie będzie dalszego ciągu historii.
Resztę wymyslcie Wy sobie sami.


Powiem Wam na koniec, chłopcy wygodni,
Że Wasz stosunek jest czasem do bani.




(2010/01/05.Ostroleka)

sobota, 23 stycznia 2010

List do Muzyki

Przepraszam Panią za milczenie.
Ja wszystko wytłumaczę:
Zgubiłam swoje przeznaczenie,
Zaczęłam życ inaczej.


Kiedy nagle odkryłam Panią,
Poczułam ciepłe dreszcze
Tęsknoty (poszłam wtedy za nią)
Krzycząc jak pisklę: „jeszcze!”.


Lecz takie życie było trudne,
Usiane złem, lękami
I serce stało się marudne,
Ukryte pod maskami.


Więc zostawiłam Panią samą,
Rzuciłam w warstwę kurzu,
Lecz moje serce wciąż wołało:
„zmierz się z wyzwaniem, tchórzu!”.


Myślałam, że to jest rozsądne
Dac sobie z Panią spokój,
Lecz zrozumiałam, że niemądre
Jest dławic serca pokój.


Po latach bosej swej ucieczki
Straciłam oddech życia,
Więc znów wyjmuję nuty z teczki.

JEST TYLE DO ODKRYCIA!


Dla Pani mogę zrobic wiele.
Nauczę się znów śpiewac,
Uprawiac taniec w moim ciele
I z Panią w uszach biegac.


Przepraszam Panią za milczenie.
Chcę znów spotykac Panią,
Zrekompensowac oddalenie
I zawrzec pokój z Anią.




(2009/12/30. Ostrolęka)

poniedziałek, 18 stycznia 2010

spotkanie przy stole

Siedzieli przy stole kobiecość z humorem,
Co miał w sobie wiele poczucia,
Że żarty to kwestia wolnego wyboru
Jak miętowa guma do żucia.

Kobiecość założyła nogę na nogę
Falując nad stołem swym biustem.
„ Oj, podjąć decyzji o ciastku nie mogę”
I humor po ustach wciąż muska.

„Nie pękaj, maleńka, wybieraj, co tanie
I pozaczepiaj kelnera.
Wypiję za Twoje niezdecydowanie
I flirty, cudowna Hetero”.

Kobiecość obraża się, kuli się w sobie
(wrażliwa jest przecież wybornie),
A humor, co dotknął ją swoim jęzorem
Gilgocze jej szyję upiornie.

„Maleńka, nie pękaj, wiesz, że Cię wybrałem
I kocham przedziko jak bawół.
Kokietuj me usta, ja sypnę kawałem,
By lepiej nam wiódł się ten padół”.

Kobiecość ogarnia swym seksownym wzrokiem
Ten humor, co śmiać się z niej zaczął.
„Spłacanie rachunku niech będzie wyrokiem
Dla Ciebie, bałwanie, mój maczo.

Ja jestem estrogen i progesteronik.
Wahanie od zawsze mam w sobie.
A Ty na loterii wygrałeś kuponik
Decydowania o Tobie”.

Humor z wrodzoną swą błyskotliwością
Inteligentnie parsknął:
„Żartowanie z Ciebie, moja Wysokości,
Jest sprawą honoru” i zasnął.

„A to mi durny kawał wyprawił
(Piękna kobiecość się chmurzy)
Jedynie on przy tym stole się bawił
Padalec mały, choć duży”.

Po czym zawiesza swój wzrok na kelnerze,
I rzuca się w wir czarowania.
Humor się budzi. „Ty cudny ogierze
Flirtu i omamiania,

Mnie wolne żarty głośno zarzucasz,
obrażasz się całkiem szczerze,
A sama swobodnie kokieterię wrzucasz
Na ciało Twe w kiepskiej wierze,

Że jestem ślepy na wolne strzelanie
Z łuku Twych oczu niewieścich.
Oby Cię wzięło na ostre ziewanie
I gil w nosie niechaj szeleści!”.

Tak się kłócili kobiecość z humorem
Siedzący przy jednym stole,
Że kelner przysiadłszy się rozbawiony
Zainicjował rozmowę.



(2009/12/29.Ostrolęka)

sobota, 16 stycznia 2010

autoportret

pośród

kolorów

zapachów

uśmiechów

czułych

dotyków

pytań

co słychac

niepamięci

chęci

niepamięci

bólu

jestem

ja

dziewczyna

z

nożem

w

plecach






(2009/06/17. Derby,CT)

piątek, 15 stycznia 2010

Pochwała Genie






Mieszkając w Stanach opiekowalam się cudowną Staruszką. Genie ma 86 lat, choruje na Parkinsona, ma klopot z podwójnym widzeniem i nietrzymaniem sliny w ustach. Często traci równowagę i... smieje się do życia. To najpiękniejsza kobieta w Jej wieku, jaką spotkalam. Mloda duchem, z poczuciem humoru i bardzo, bardzo kobieca! Moja życiowa Inspiracja.





Genie, Genie, powiedz: "wiecie
Jestem git kobietą w świecie".

Czas dla Ciebie się zatrzymał,
Jakby czegoś nie zaimał.
Nie zakumał, że na starośc
Smutek trzeba mieć, nie radośc.

Trzeba widziec samo zło
W młodych, co być sexy chcą(1).




Genie, Genie, powiedz, właśnie,
Jak to jest, gdy ciało gaśnie?

Kiedy widzisz świat podwójnie
A saliva(2) spływa bujnie
Wstyd przynosząc Ci niemały,
Bo masz świadków (ociemniałych3).

Gdy upadasz na swój bok,
Mówisz zawsze, że jest ok.





Genie, Genie, jesteś piękna
Tyle w Tobie życia tętna!

Kiecki lub spódnice nosisz,
O fryzurę jakąś prosisz.
Lakier do paznokci, puder,
Krem do twarzy-jakim cudem?

Masz już przecież tyle lat..

..kocham ten Twój piękny świat!





Genie, Genie, masz coś w sobie:
Ciepło, które robi swoje:

Śmiac się można z Toba często,
Płakac też, gdy w duszy gęsto
Od oparów z starych ran
(Wiesz, że wciąż nie jestem TAM).

Moje teksty kumasz w mig:
"Jam Matador, Tyś jest Byk"(4).





Genie, Genie, jesteś Darem.
Bożych cnót stanowisz harem.

Może czas jest taki właśnie,
Że Radosnych nie zadraśnie
trudnych przeżyc ciężka nuta?
(bo i Ją kopnęło z buta)

Cieszę się, że Ciebie znam!

Wyszeptałam mój "tam-tam".




NIE KONIEC

1 – kupiłam sobie koszulkę do spania (bardzo krótką i dużo odsłaniająca). Genie patrzy na mnie, uśmiecha się zalotnie i mówi: „i like your little outfit”. Ja odpowiadam: ‘the sexy one, right?”, a Genie: „yes!”.

2- saliva (ang.) –ślina.

3- staram się nie patrzec, tylko muchy mają wiele oczu.

4- złapałam czerwony sweter Genie i udaję matadora. A Ona? Nie stoi bezczynnie.




(2009/04/27-28.Derby,CT)

czwartek, 7 stycznia 2010

***

Niebo

kocham ognisty Twój smak

wieczystosć Twoich snów

szaleństwo Twych barw

kocham Cię jak nikt

uwielbiam Twój zmierzch

przeswit Twego slońca



Wszystko należy do Ciebie







(mialam 16-19 lat, kiedy zachwycona zachodem slońca, po powrocie do domu napisalam ten wiersz)

CD1 - naprawdę wybrane wiersze

1. ***
2. Pochwała Genie
3. autoportret
4. spotkanie przy stole
5. List do Muzyki
6. zranienie
7. kij w oko dziadkowi mrozowi