
Siedzę z moim mężem na ganku naszego dużego domu.
Jemy śniadanie (chrupkie pieczywo, dżem, masło, kakao). Ubrani jesteśmy w białe szlafroki.
Poranek. Rześkie powietrze. Chłód ciepłego poranka. Spokój w naszych sercach i wokoło. W pobliżu słychac śpiew ptaków. Zapach gardenii jaśminowej koi nasze zmysły. Oddychamy ciszą. W oddali słychac szum morza. Spoglądamy na las, który prawie dosięga naszych stóp. Trawa jest jeszcze mokra od rosy. Błogo. Słońce.
Na kakao wpada nasza koleżanka. Bosa. Radosna. Uśmiechnięta. Po śniadaniu odchodzi do swoich spraw. A my zostajemy w rozkoszy istnienia.
Wczoraj był koncert. Udał się. Uśmiechamy się na myśl o nim, ale jest już tylko wspomnieniem. Odpoczywamy. Po chwili wstajemy i idziemy do naprawdę dużego pokoju. Ściany białe i żółte. Wygodne kanapy. Ja kładę się na jednej z nich. Mąż wybiera fotel i siada naprzeciwko. Uśmiechamy się w milczeniu. Wczoraj był naprawdę dobry dzień. Dzisiejszy jest miodem. Ja czytam książkę. Krótkie opowiastki. Po chwili zaczynam pisac dalszą częśc swojej książki. Mąż czyta inną opowieśc. W południe zaczynamy dłuższą rozmowę. Brakowało nam siebie podczas trasy, mimo że każdego dnia byliśmy razem. Rozmawiamy długo. O radościach. O kłopotach.
Jemy wspólnie przygotowany obiad. Potem idziemy do naszego studia. Pracujemy nad nowym utworem. Lubię te chwile. Z Nim. Przy wspólnej pracy. Mamy nowy, dobry i świeży pomysł.
W każdej chwili tego dnia czuję, że jesteśmy prawdziwie ze sobą. Urzeczeni - on mną, ja nim. Jakbyśmy dopiero się poznali. A przecież minęło już…
Wieczorem wpada do nas grono naszych najbliższych i bliskich przyjaciół. Włączamy muzykę. Jest spokojnie, chociaż rozmownie i tanecznie. Jest wesoło. Przyjaciele gratulują pięknej trasy, dobrej płyty, świetnej atmosfery koncertowej.
Wszystkim nam jest radośnie.
A ja czekam na noc, aż powiem mężowi, że jestem w ciąży.
Czekam na tę chwilę. Wiem, że On będzie bardzo poruszony. Że pragnie dziecka wraz ze mną. I że będzie wspaniałym ojcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz