środa, 15 maja 2013

mocno ufać i już nie pytać





Z moją wiarą jest tak, że próbuję coś przewalczyć, aż zmęczę wojownika (czyli siebie), padam i ufam.


Tak padłam, kiedy wyjechałam z Dianą do Francji.

W moim życiu działo się wtedy tak wiele zła, że byłam "jak zdmuchnięta z własnego miejsca". Czulam, że w powietrzu wisi radykalna zmiana, a mimo to nie umiałam się przygotować do niej i stosowałam tchórzliwe uniki.

We Francji miałam największą ochotę na sen - to był rodzaj psychicznego zmęczenia i duchowej ucieczki.

Oddałam wszelką kontrolę, nawet nad sobą i czułam się jak cień, który boi się być zauważony.
Odczuwałam lęk i niepewność wobec tego, czy mam prawo tam, we Francji (jak i w Polsce) być.

To była polska gehenna, którą zawiozłam do Normandii.


Jak dobrze, że gospodarze byli ciepli i życzliwi!
Było mi z nimi dobrze!
I że była Diana.


W każdym razie czując niemoc nie zainteresowałam się dokąd jadę.

Moją przewodniczką była więc Diana.


Pojechałyśmy do Rouen.



I tu następuje stop klatka.

Kilka, może nawet kilkanaście lat temu byłam zafascynowana małą Tereską od Dzieciątka Jezus. Oh, o moich spotkaniach z Nią mogłabym napisać osobną historię. Ale tym razem skupię się na jednym (pobocznym w kontekście mojej znajomości z tą siostrą) motywie:
otóż Tereska - będąc już w zakonie - odegrała w pewnej sztuce św. Joannę d'Arc.

Ponieważ ciekawiłam się tym, co interesowało Tereskę sama epizodycznie zainteresowałam się życiorysem Joanny.

A życiorys Joanny był taki, że była to kobieta mądra, niezłomna, waleczna, mająca wpływ na losy kraju i ponad wszystko, i wszystkich posłuszna Bogu. Aż do wylanej na stosie krwi.



Jesteśmy w Rouen. Kroczymy ścieżkami wydeptanymi przez wieki.

I zaczyna się...

Staję przy ulicy Joanny d'Arc.
Mijam biuro podróży Joanny d'Arc.
Piję kawę w kawiarnio-barze Joanny d'Arc.
Patrzę na wieżę, gdzie Joanna d'Arc była więziona.
Stoję w pobliżu miejsca, gdzie została spalona.
A do Polski wiozę kawę...Joanny d'Arc.

Jadąc do Francji nie wiedziałam, co zastanę.


Co mam o tym myśleć?

Czy mogę udawać ślepą, kiedy nie jestem?
Zamykac oczy na Boże znaki, że On, właśnie On jest teraz ze mną i zaprasza mnie do wierności sobie i wartościom, które -czułam to- były deptane? Że zaprasza mnie do totalnego zaufania w to, że jakkolwiek wydarzenia w Polsce się potoczą, On mi pomoże, ON POKAŻE DROGĘ?

I wreszcie, że to On walczy o mnie aż do wylania krwi?

Przyznam, że ja jako kobieta nie lubię walczyć, ale nieraz we własnym lub czyimś imieniu stawałam do walki w obronie.

Jak jednak rozumieć fakt, że to Joanna trzymała w ręku oręż?

Przypuszczam, że Bóg dał mi zapowiedź mojego dalszego życia, która jest aktualna do dziś.
Mam ufać, bo jestem do stworzona do wielkich spraw. Jest to zapowiedź tego, że będę przekształcać rzeczywistość swoją i innych, i z Bogiem stanę na czele wojska walczącego...po stronie życia.

A tymczasem mam walczyć o zwyczajną samodyscyplinę codziennego dnia, co jest dla mnie solidnym wyzwaniem.


Na szczęście jest Ktoś, kto cierpliwie przejmuje broń we własne Ręce i chodzi o to, żebym z czasem przestała samotnie przewalczać każdy temat, żeby nie musieć potem padać i godzić się na zaufanie będąc przyparta do muru ostateczności. Chodzi o to, żeby pozwolić Komuś prowadzić oręż, a samej -ufając- odpocząć i dać się w tej walce prowadzić



Wtedy będąc we Francji na samym dnie polskiego serca poczułam się bezpieczniej w mojej małej wewnętrznej, ożywczej jak oaza na pustyni, francji.

Widząc ślady Bożej Opatrzności odczułam radość.


"Wbrew nadziei uwierzył nadziei" (Rz 4, 18). Tak św. Paweł napisał o Abrahamie. Mam już z nim wiele wspólnego.

Czasami trzeba rzucić się w Ramiona, MOCNO UFAĆ i JUŻ NIE PYTAĆ.




Wkrótce nadeszła zmiana.
Przerwało się sidło.
Wyszłam z niego z nauką i głębszym zaufaniem sobie, że to, co uznałam za wartość, jest warte, żeby dla tego żyć i umierać.
Że ponad wszystko kocham życie i chcę je budować, umacniać, pokrzepiać, odkrywac jego wartość, wychowywac i chronić, zwłaszcza wobec tych, którzy nie mogą się bronić.




Odetchnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz