Podziwiam geniusz kobiety,
która zagrała gangstera.
Upajając się
zapachem róż otrzymanych w prezencie urodzinowym,
inteligentnie zapalając papierosa,
który po mistrzowsku wyrzuciła
poza burtę
planu filmowego,
umiała
odczytać,
kto skłamał,
a następnie
ukrócić jego dalsze losy.
Ale szóstego sezonu z tą aktorką nie będzie.
Zmarła w zeszłym miesiącu
i nie będzie już
łożyć na wsparcie
osób chorych na raka.
Straciłam osobę,
która radziła mi,
jakie metody mogłabym stosować,
żeby stać się zdrowszą emocjonalnie.
Ale sama wykolegowała mnie
przy pierwszym lepszym kryzysie.
Usłyszałam skandynawską nutę
pokropioną walijskim pisaniem
i stwierdziłam,
że dziś mogę
pozwolić sobie na burczenie w mózgu,
ponieważ gówniarz sam tego chce.
Ale, już od jakiegoś czasu,
zaprzęgłam do wozu nudę
i wypstrykałam się z wyobraźni.
Bitelsi już nie grają,
nie ma Lucy na niebie z diamentami.
Mogłabym,
w związku z tym,
zadać mózgowemu gnojkowi
parę pytań
odnośnie do
wiary Bogu.
Ale wkurza mnie głupie i naiwne założenie, że
parę pytań
miałoby ułożyć
matematyczne równanie.
Zresztą, matmy nigdy nie rozumiałam.
Pisząc te parę ale-izmów,
nikomu nie zamierzam podobać się,
ani być przez kogokolwiek zrozumiana.
Stwierdzam,
że samochód jest spróchniałym dyliżansem
i, jak diabeł, udaje,
że ma napęd na wszystkie słowa,
choć, naprawdę, na tylko jedno.
21.05.2021.
Warszawa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz