Dawno nie pisałam o sobie wprost.
Każdy poprzedni wpis wyrażał mnie, ale teraz nadeszła pora, żeby wypowiedziec się w bezpośredni sposób.
Wiele razy zastanawiałam się, po co tu jestem i jaki mam cel w życiu. Do tej pory szukam odpowiedzi na te pytania. A jednak udało mi się najpierw samej, a potem dzięki zwierciadłu pewnej osoby dotrzec do pewnego korzenia w sobie i nazwac go.
Jestem przykładem osoby, która na fali zniszczeń serca i specjalnie dla niej przygotowanych talentów rozkwita wraz z upływem czasu, coraz bardziej pięknieje i zachwyca innych.
Szczegół, że moje zachowanie potrafi rozdrażnic nawet najbardziej cierpliwego, ale nikt nie zaprzeczy, że zmieniłam się, zmieniam nadal i zdumiewam czymś wielkim.
Obserwując siebie przez lata odnalazłam cząstkę miejsca dla siebie w tym świecie i czasem trudno mi uwierzyc, a częściej bardzo się cieszę, że jestem wysłannikiem piękna i posyłam je dalej.
Jeszcze pracując w kwiaciarni kilka lat temu powiedziałam sobie, że przebywając wśród kwiatów i ludzi, przebywam wśród piękna, tworzę je na nowo (bukiety) i dzielę się z innymi sprawiając im i sobie radośc. Zawsze cieszyły mnie małe, proste sprawy, więc mimo że miałam inne marzenia o tym, co chciałabym robic w życiu, odczuwałam tę cząstkę spełnienia, bycia u siebie, kiedy tworzyłam jakąś kompozycję kwiatową, którą najpierw sama się cieszylam, a potem mnożyłam radośc wręczając komuś. Kiedy przez chwilę pomagałam koleżance w promocji jej firmy związanej kreacją wizerunku czułam się jeszcze bardziej bliżej swojej życiowej misji. Pomagac kobiecie dostrzec jej własne piękno, jakże to cieszy.
W rzeczy samej ten temat jest jednak dużo bardziej obszerny i fascynujący. W zakresie swoich talentów obdarzona jestem otwartym umysłem i sercem na wszystko w sobie, w innych osobach i w świecie, co napawa jakimś cudownym zdumieniem, ponieważ jest jedyne, niepowtarzalne i wyjątkowe. Mimo realnego cierpienia, moje życie przedstawia nieustanny ciąg zachwytów, wzruszeń i uwielbień dla unikatowości tego, co obserwuję, słyszę, smakuję, dotykam, wącham i czuję.
Pamiętam, kiedy klęcząc przed obrazem Maryi w kościele św. Patryka w Nowym Yorku, powiedziałam sobie, że jestem ambasadorem piękna. W gruncie rzeczy jestem ambasadorem zdumień nad, mimo wszystko, pięknym światem. Światem Boga, ludzi, zjawisk i rzeczy.
I mam nadzieję, tę moją misję wyrażac, między innymi, pisząc ten blog.
Oczywiste jest, że nie piszę go wyłącznie dla siebie. Cieszę się z każdych komentarzy, bo wiadomo, że chcę być zauważana i czytana, ale jeszcze bardziej cieszę się, kiedy ktoś dzięki mojemu pisaniu popatrzy na siebie, innych i świat choc trochę bardziej oczarowanym miłością spojrzeniem.
zmieniłaś się i zmieniasz! to sama prawda, z każdym spotkaniem zaskakujesz mnie bardziej i bardziej ;-)
OdpowiedzUsuńPamiętam dzień, kiedy zobaczyłam Cię po raz pierwszy - to było w listopadowy poranek 1999r.na przystanku na naszym Grabowie;-), uczyłaś się chyba słówek na rosyjski ... (nie wiem czy to był rosyjski, ale tak to pamiętam). Już wtedy, mimo że się jeszcze nie znałyśmy wiedziałam, że się polubimy;-))). To chyba nie nastąpiło od razu, dopiero gdy zaczęłaś studiować biologię (2lata później?) i pojawiały się trudności z chemią ... I tak mija kolejny rok naszej znajomości, a Ty z każdym rokiem, a teraz to z każdym miesiącem zmieniasz się na moich oczach z brzydkiego kaczątka w super fajną laskę ;-). Trzymam kciuki za dalsze zmiany i już z niecierpliwością oczekuję na zaskakujące rezultaty ;-)
Gosiuniu Ty moja.....:):):*:)
OdpowiedzUsuńKobieta spełniona to spokój (święty) dla mężczyzny =P
OdpowiedzUsuńNo tak umieć się cieszyć chwilą i drobnymi rzeczami, gdzieś to umyka.
Bardzo świadomie szukam radości i jakoś w tej decyzji radośc sama do mnie przychodzi :) Dziękuję za ważne słowa o tym, kim jest spełniona kobieta dla mężczyzny. Tym bardziej będę się spełniac :) i (co również dla mnie ważne) zachęcac mężczyznę do jego rozwoju..Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń