sobota, 23 lipca 2011


Moje życie utkane jest serią burzliwych wydarzeń. Towarzyszyły mi trudne momenty, chwile pełne walki, które zaowocowały brakiem nadziei, zaufania i rezygnacją. Właśnie z tego powodu ostatnie dwa lata były latami przełomowymi i, prawdę pisząc, nie mam pojęcia dokąd moje życie zmierza biorąc pod uwagę utratę tak cennych wartości, jak wiara, nadzieja i miłość. Wielokrotnie zmagałam się z tym tematem, ale moja natura i Boży Zew skłaniały mnie do ponawiania walki o życie. Teraz towarzyszy mi uczucie bycia otoczoną przez ścianę, przez którą nie mogę się przebić i za którą nie ma nic, o co warto walczyć. Tak wiele masek, ideałów, runęło we mnie z hukiem, że jedyny pozytyw, jaki dostrzegam w tym, to moja rosnąca siła i może mniej zakłamania.

Tyle mam do powiedzenia światu, a wciąż mam opory, żeby otwarcie o sobie mówić, bo oznaczałoby to odsłonięcie swoich ran. Wstyd, jaki temu towarzyszy, powstrzymuje mnie od tego. Obnażyłabym również słabości innych. W świecie realnym idzie mi coraz lepiej z tą otwartością, ale tam posiadam więcej kontroli nad skutkami tej otwartości. Tym niemniej, odczuwam rozterkę dotyczącą odsłaniania się, bo chcę publicznie (w tym wirtualnie) obnażyć tchórzostwo niektórych, może nawet społeczeństwa, chcę poruszyć i pobudzić do działania obojętnych, a skostniałe prawo i służbę bezpieczeństwa zmotywować do takich przemian, po których realnie pomogą osobom skrzywdzonym, zapobiegną dalszym przestępstwom, a krzywdzących poddadzą bezwzględnej karze. Ale to oznaczałoby jednak moje odsłonięcie się przed innymi i podjęcie kroków, których nie jestem jeszcze pewna.

Czekam więc z tą jedyną nadzieją, jaka mi pozostała, na moment, w którym ścianę, pod którą stoję, przestanę traktować jako przeszkodę nie do przejścia, a moje patrzenie na siebie na tyle będzie uzdrowione, że moja największa krzywda stanie się moim największym skarbem, moim motywatorem do tego, żeby żyć dobrze, odważnie i pięknie, i stanie się największą okazją do rozwoju. Tego rozwoju, za którym wciąż tęsknię.




Mam upodobanie w moich słabościach,(...) w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny. /2 Kor 12, 10/

3 komentarze:

  1. Cześć Aniu:)
    Przyznam, że przez wakacje nie zaglądałem tu do Ciebie, ale teraz nadgoniłem uważnie lekturę.
    Bądź silna!
    A tak dyskretnie tylko doradzę, że ani w uniesieniu duchowym ani w kryzysie nie powinno sie podejmować, z definicji, żadnych ważnych decyzji, więc życzę dużo roztropności i cierpliwości.
    Pamiętam tez o Tobie w modlitwie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przemku,
    bardzo dziękuję Ci za Twoją pamięc o mnie i za Twoją radę!
    Jest ona dla mnie bezcenna i choc znałam ją, to łatwo zapomniec o sprawach oczywistych, kiedy emocje wchodzą w sferę rządzenia.

    Narazie, bacznie siebie obserwuję.

    Proces dojrzewania trwa i jeśli miałabym podzielic się czymś istotnym dla mnie, to ufam, że nastąpi to we właściwym czasie, przy pewnej wymaganej kondycji psychoduchowej i na określonych warunkach.
    Póki co , słucham, obserwuję i próbuję wyciągac wnioski z wydarzeń, które towarzyszą mi na drodze, którą podążam.

    Pozdrawiam Cię, Przemku, świeżo po powrocie ze Światowych Dni Młodzieży w Madrycie!

    OdpowiedzUsuń