czwartek, 3 grudnia 2009

nowy człowiek i morze





Koniec sierpnia tego roku.
Jestem właśnie nad Bałtykiem.


Zawsze wolałam góry. Dzięki braciom pokochałam ich zdobywanie, fizyczny wysiłek, zmęczenie długą wędrówką albo długimi podejściami wzwyż. Pokochałam górską przygodę i twarde wymagania natury. Miałam za nic bezczynne odpoczywanie. Leżenie na piasku. „Nuda!” – myślałam – „ Nie ma nic gorszego niż brak aktywności. Co można robic przez kilka godzin nad morzem?”

Uwielbiałam pływac. Co tydzień chodziłam na basen, kartę pływacką zdobyłam nad morzem. Lubiłam szalony wysiłek fizyczny. Ale ile czasu można spędzic w wodzie?

„Morze to nuda.”

Zawsze pociągała mnie przyroda. Cudownie było więc zmęczyc się fizycznie i podziwiac widoki. Taką całodzienną kombinację mogły zapewnic tylko góry. Dodac do tego element kontemplacyjny, pasję zbierania kamieni i dobre towarzystwo, i czego mogłam chcieć więcej do pakietu relaksacyjnego?

Bałtyk nie motywował mnie ani do wysiłku, ani do podziwiania jego szarości. Więc miał dla mnie znaczenie wyłącznie geograficzne. Jest i niech mu będzie, że jest.

Pewne załamanie mojej, nazwę to, pogardy dla morza nastąpiła kiedy przeczytałam „Starego człowieka i morze” Hemingwaya. Do dziś pamiętam tę lekturę i swój podziw dla rybaka, który walczył z wielka rybą o nią samą. Jego wysiłek i determinacja do walki o złowienie jej zapadły we mnie głęboko, a wraz z tym samotnośc tego mężczyzny, jego wiara i cudownie niezmierne, straszliwe, bezgranicznie dzikie morze.

„Nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” Wprawdzie uczniowie krzyczeli do Jezusa w burzliwych wodach Jordanu, ale chodziło o tę samą nieokiełznaną dla człowieka wodę.


Przełom nastąpił, kiedy będąc na wycieczce rzuciłam się w fale Adriatyku sądząc, że po kilku chwilach wyjdę z niego znudzona pływaniem. Zachwyciłam się, co prawda, widokiem wody i plaży. Dostrzegłam, że to morze jest fascynująco piękne. Wpadłam w zadumę, mogłam zbierac kamienie, miałam towarzystwo. Ale mimo to, liczyłam na jakąś pokwadransową nudę związaną z brakiem wyzwań typu zmęczony oddech, zmieniające się krajobrazy, element zaskoczenia czymś.

Oddaliłam się od brzegu na zaledwie jakieś pięc metrów. Po chwili pływania, nurkowania i zmagania się z łagodnymi falami znudziłam się i postanowiłam zakończyć zabawę i wrócic na plażę, gdzie wylegiwali się moi ludzie. I zaczęło się.

Próbuję odwrócic kierunek i nie mogę bez walki dotrzec na ląd. Wprawdzie fale już wcześniej stawiały mi niezły opór przed swobodnym pływaniem, ale jakoś dawałam radę poruszac się równolegle do brzegu. A teraz, cholera, nie mogę podążac za nimi. Paradoksalnie sprawiają, że woda wciąga mnie wgłąb morza. Muszę ostro kraulowac, żeby temu przeciwdziałac. Walczę z faliskami ze wszystkich sił. Skubane, są tak łagodne, że nie mogę uwierzyc w to, że mają taką siłę odpychania mnie od brzegu. Adriatyk uciera mi właśnie nosa, a ja czuję, że zakochuję się w nim. Produkuję w sobie panikę, ale jeszcze więcej zachwytu nad szaleństwem małych fal, które za nic mają mój brak pokory i pokazują, kto tu rządzi. W końcu pozwalają mi dotrzec do brzegu. Wychodzę na ląd wyczerpana, z walącym sercem pełnym przerażenia, zmęczenia i oczarowania chwilą, która jednym drgnieniem zatopiła mnie w miłości do morza. Od tamtego dnia jestem nim niezmiernie poruszona.

Tamten moment stanowił dla mnie jakąś iluminację i otworzył mnie na dalszy poziom przezyc.
Musiał się najpierw pojawic motyw zmagania z morzem, żebym potem przyjęła z miłością kontemplację.


Koniec sierpnia tego roku.
Jestem właśnie nad Bałtykiem.
Zachodzi słońce. Jest trochę chłodno. Cały dzień padało i wielu gnieździ się w namiotach, moi znajomi również.
Ale ja chcę wyjśc i doświadczyc tej wody nie dbając o porę dnia. Nad brzegiem ludzie spacerują i rozmawiają. Piasek jest mokry, psy biegają po nim. Zdaje się, że nikogo nie ma w wodzie. Wchodzę więc sama i zatapiam się w uczuciu niezwykłego szczęścia. Zjednoczona ze sobą, światem przyrody, z ukochanym morzem. Ta chwila dla mnie jest wieczna. Uspokaja, koi, wprowadza w stan błogości.

„Milcz, ucisz się.”
„(…) I nastała głęboka cisza.”




Nie wyobrażam już sobie każdego roku spędzonego bez pobytu nad Bałtykiem (jak mogłam nie dostrzegac jego piękna? Jest oszałamiający!). Brak wody powoduje we mnie organiczną tęsknotę. Kiedy w wyobraźni widzę siebie nagą o poranku nad wodą, wiem ,że czas jechac na północ kraju i rezerwowac nocleg.

2 komentarze: