Nawet nie przypuszczałam, że mogłabym tak bardzo polubic Bertę.
Początkowo podeszłam do znajomości z Nią schematycznie, tzn. sposób, w jakim przeprowadzałam rozmowę nie różnił się niczym od konwersacji z wcześniej poznanymi couchsurferami. Chwila na przedstawienie się, standardowe pytania i odpowiedzi (głównie dotyczące powodu znalezienia się w Madrycie) i przejście do pogaduch z kim innym. Niekiedy powierzchowna i niedługa rozmowa z domieszkami poważnych tematów, ale bez wchodzenia w sferę osobistą.
Tamtego wieczoru, który okazał się jednym z ostatnich spędzanych w towarzystwie podróżników, pojawiliśmy się (Łukasz, Rafał, Beata i ja) w pobliżu Świątyni de Debot mając nadzieję na spotkanie znajomych twarzy. Mieszkaliśmy już wtedy W hostelu przy Calle de Marcenada, w północnej części centrum Madrytu i zaczynaliśmy nasz wolontariat. Ponieważ życie w Madrycie zaczyna się późno, byliśmy na miejscu o godzinie, o której polskie dzieci dawno śpią, a nastolatki „uwięzieni” w domach.. świrują.
Okazało się, że w parku, gdzie znajduje się świątynia nie znaliśmy nikogo. Rozpoznaliśmy tylko twarz pewnego Hindusa, który siedział z nami na kocu podczas pewnego niedzielnego pikniku, ale nie wątpię, aby ktokolwiek z nas zamienił z Nim więcej niż kilka grzecznościowych słów.
Niepewni swojej obecności w związku z tym usiedliśmy na ławce w pewnej odległości od zgromadzonych couchsurferów. Stwierdziłam jednak, że nie zamierzam siedziec i przyglądac się rozmowom. Postanowiłam zawalczyc z uczuciem słabości i po prostu podeszłam do Hindusa. A On rozmawiał z Bertą.
Niewysoka dziewczyna. Krótkie włosy. Uroda –zupełnie nie południowa. Jedynie czarne oczy zdradzały Jej pochodzenie. Baskijka.
Będąc zauroczona historiami mojej bliskiej koleżanki o kraju Basków, od razu zwróciłam uwagę na Bertę mając poczucie, jakbym spotkała kogoś, o kim stworzono baśnie. Inny język, niepodobny do hiszpańskiego. Konflikt hiszpańsko- baskijski. Inne zwyczaje. Osobne legendy. I słynna z zamachów terrorystycznych ETA. Będąc uczestnikiem Tygodnia Kina Hiszpańskiego w Warszawie byłam pod pozytywnym wrażeniem jedynego filmu – filmu baskijskiego.
A przede mną stała Berta.
Moja niepewnośc sprawiła, że przestałam szukac okazji do rozmowy z mnóstwem couchsurferów, a skupiłam się na konwersacji z Hindusem i tą baśniową dziewczyną.
Z czasem zaczął nużyc mnie monolog znajomego z Indii, który informował o mnóstwie przygód, które przeżył w swoim krótkim życiu, a coraz chętniej rozmawiało mi się z niepozorną dziewczyną.
Jakby nie hiszpańska – mówiła świetnie po angielsku (studiowała w tym języku na Erasmusie w Danii), nie była gadatliwa, ale kiedy coś powiedziała, to czuło się smak życia. Bardzo wrażliwa i odważna zarazem. Fascynatka kina, eksperymentów kulinarnych i skoków na bungie.
Z każdą dziesiątką minut czułam, że lubię Bertę coraz bardziej. A pod koniec rozmowy wiedziałam już, że chcę się z Nią zaprzyjaźnic.
Ponownie odkryłam wartośc wchodzenia w głębię znajomości. Bardzo ucieszyłam się, że nasza rozmowa naznaczona była cechami relacji.
Poruszyłyśmy wiele tematów, a pod koniec spotkania obie chciałyśmy zobaczyc się ponownie.
Kolejny dzień z Bertą przyniósł tak wiele piękna , wartościowych treści w rozmowie i mnóstwa zachwytów związanych ze wspólnym zwiedzaniem Madrytu, że już tęskniłam za Nią wiedząc, że za jakiś czas wrócę do Polski.
Treśc tych rozmów zachowam dla siebie, ale zdradzę Wam, że chcemy zobaczyc się z Bertą tu, w Polsce. Już czekam na tę chwilę i robi mi się ciepło na sercu, kiedy wspominam jej uśmiechniętą, delikatną twarz.
Chcę zapamiętac nasze siedzenie na schodach w pobliżu Plaza de Mayor (odpowiednik warszawskiego Rynku na Starówce) i chwilę wewnętrznego wzruszenia, kiedy poruszony został delikatny dla nas temat.
Całości spotkań towarzyszył mój wspaniały kolega Łukasz i kiedy po wszystkim zapytałam Go, jaki dzień był dla Niego najlepszy, bez wahania odpowiedział: „Ten, który spędziliśmy z Bertą”.
Cieszymy się z tego, że jestes,
Berto! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz